W naszym regionie nie ma miejsc, w których nielegalnie składowane są materiały niebezpieczne – wynika z informacji, jakie otrzymała Marta Wcisło, posłanka Koalicji Obywatelskiej. Ale zdaniem parlamentarzystki takie składowiska istnieją. Jej doniesieniom zaprzecza jednak Urząd Marszałkowski.
Po sobotnim pożarze hali z niebezpiecznymi odpadami w zielonogórskim Przylepie trwa przerzucanie się odpowiedzialnością i wytykanie winy przez polityków Prawa i Sprawiedliwości oraz Koalicji Obywatelskiej. W tę narrację wpisała się lubelska posłanka KO Marta Wcisło, która we wtorek zaprosiła dziennikarzy na konferencję prasową poświęconą „setkom składowisk śmieci w Polsce”.
Parlamentarzystka o takie miejsca zapytała Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Lublinie. Została w nim poinformowana, że w ostatnich latach niebezpieczne odpady były składowane na terenie gmin: Ryki, Hanna, Krzywda, Lubycza Królewska i Niemce. Zapewniono ją także, że w tej chwili w regionie nie ma miejsc, w których takie substancje byłyby przechowywane nielegalnie.
- W mojej ocenie jest to informacją nieprawdziwą – twierdzi Marta Wcisło. I podaje przykład firmy działającej przy ul. Deszczowej na obrzeżach Lublina, w dzielnicy Sławin. W tej sprawie miała interweniować od kilku lat we właściwych instytucjach i Urzędzie Miasta. - Prezydent miasta nie wyraził zgody, aby funkcjonowało tam legalne składowisko odpadów. Jest to dosłownie za płotami pobliskich domów jednorodzinnych. Marszałek województwa wydał taka zgodę w ubiegłym roku. Po licznych interwencjach w tym roku została ona cofnięta – przekonuje Wcisło.
Urząd Marszałkowski przedstawia jednak inną wersję wydarzeń.
- Wbrew temu, co powiedziała pani poseł, prezydent Lublina wydał pozytywną opinię na zbieranie dwóch rodzajów odpadów: betonu i gruzu oraz gruzu ceglanego. Dlatego w kwietniu 2022 roku marszałek wydał decyzję pozytywną – mówi Janusz Bodziacki, dyrektor marszałkowskiego Departamentu Środowiska i Zasobów Naturalnych. I kontynuuje: - Ponieważ pojawiały się sygnały o zbieraniu innych odpadów, zwróciliśmy się do WIOŚ o przeprowadzenie kontroli. Potwierdziła ona obecność innych odpadów, wobec czego wszczęliśmy postępowanie zmierzające do cofnięcia tej decyzji – dodaje dyrektor. I zapowiada, że do najbliższego piątku wyjaśni się, czy postępowanie zakończy się anulowaniem wspomnianej decyzji czy umorzeniem.
Firma z ul. Deszczowej nie ma sobie nic do zarzucenia. - Na przedmiotowej działce nie jest prowadzone zbieranie odpadów niebezpiecznych i nijak nie można wiązać tego z sytuacją w Zielonej Górze – informuje w przesłanym do naszej redakcji oświadczeniu prowadzący w tym miejscu działalność przedsiębiorca.