Tak „pilnowali” aresztowanego, że nie zauważyli, kiedy zniknął. Bo spali. Prokuratura Okręgowa w Zamościu badająca sprawę ucieczki ze szpitala podejrzanego o zabójstwo Bartłomieja B., nie przedstawiła jeszcze nikomu zarzutów, ale zachowanie funkcjonariuszy już nazywa „rażąco nieprawidłowym”.
O tym, że śledczy wyjaśniają okoliczności ucieczki aresztowanego mężczyzny pisaliśmy już na łamach Dziennika Wschodniego.
Z naszych wcześniejszych ustaleń wynikało, że strażnicy więzienni mający dozorować Bartłomieja B. w szpitalu psychiatrycznym w Radecznicy spali, kiedy mężczyzna uciekł nocą z 7 na 8 października. Niepostrzeżenie, ok. godz. 3 opuścił salę, w której się znajdował, wyszedł do łazienki, odgiął kraty w oknie i wyskoczył. Miał kilka godzin na oddalenie się, bo jego brak dostrzeżono dopiero ok. godz. 7, już jakiś czas po zmianie pilnujących go funkcjonariuszy. Dopiero wówczas sprawę przekazano policji i dopiero wtedy rozpoczęły się poszukiwania zbiega.
Dzisiaj (23 października) Prokuratura Okręgowa w Zamościu, prowadząca śledztwo w sprawie niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy, wydała komunikat dotyczący tego postępowania i zdradziła nieco ustaleń.
Na wstępie stwierdzono, że póki co, nikt zarzutów nie usłyszał.
Wiadomo natomiast, że śledczy zabezpieczyli monitoring ze szpitala, gromadzą dokumentację i przesłuchują świadków. Wystąpili również o opinię z zakresu badań mechanoskopijnych. Chodzi o wskazanie, jak to możliwe, że Bartłomiej B. sam oswobodził się z założonych kajdanek.
We wcześniejszej rozmowie z nami rzecznik prokuratury odmawiał udzielenia informacji na temat okoliczności ucieczki przestępcy. W dzisiejszym komunikacie stwierdził natomiast, że „dotychczas przeprowadzone czynności dowodowe (w szczególności oględziny zapisu monitoringu) potwierdziły, iż w czasie samouwolnienia Bartłomieja B. zachowanie funkcjonariuszy Służby Więziennej wykonujących konwój w/w było rażąco nieprawidłowe”.
Potwierdził też to, o czym pisaliśmy już w zeszłym tygodniu, czyli że strażnicy spali zamiast dozorować aresztowanego. Przekazał ponadto, że nie przebywali w tym samym co mężczyzna pomieszczeniu i to m.in. według śledczych „umożliwiło Bartłomiejowi B. zdjęcie kajdanek zespolonych, swobodne poruszanie po szpitalu i ostatecznie opuszczenie przez niego budynku szpitala”.
Rafał Kawalec, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Zamościu jednocześnie zastrzega, że ze względu na dobro śledztwa, nie będzie udzielał żadnych dodatkowych informacji z dotychczasowych ustaleń.
Przypomnijmy, że Bartłomiej B. został zatrzymany i aresztowany w lipcu po tym, jak w jego rodzinnym domu w Zagumniu pod Biłgorajem znaleziono zwłoki jego 45-letniego brata, a także ciężko rannego 65-letniego ojca (mężczyzna ostatecznie zmarł po dwóch miesiącach w szpitalu).
34-latek usłyszał zarzuty zabójstwa, przyznał się do winy. Był osadzony w Zakładzie Karnym w Zamościu. Tam dokonał samookaleczenia i po tej nieudanej próbie samobójczej pod koniec września trafił do szpitala w Radecznicy. Uciekł nocą z 7 na 8 października. Wymykał się poszukującym go policjantom przez ponad tydzień. Został zatrzymany w zeszłym tygodniu w pustostanie w niewielkiej wiosce na Podkarpaciu. Na ten tydzień śledczy z Zamościa zaplanowali wykonanie kolejnych czynności z jego udziałem i rozszerzenie zarzutów również o zabójstwo ojca.