Serial pod tytułem „Kto zastąpi Elżbietę Kruk” dobiegł końca. Przyjęcia zwolnionego przez nową europosłankę mandatu odmówiło już trzech kandydatów. Zdecydował się dopiero czwarty. Takiej sytuacji jeszcze nie było.
W wyniku majowych wyborów do Parlamentu Europejskiego eurodeputowanymi zostało aktualnych 19 posłów na Sejm. Z polityków z naszego regionu Warszawę na Brukselę zamieniają Beata Mazurek i Elżbieta Kruk.
Liczą i kalkulują
W nieoficjalnych rozmowach tuż po zakończeniu eurowyborów politycy PiS przyznawali, ze znalezienie chętnych do objęcia zwolnionych mandatów na końcówkę kadencji może nie być łatwe.
– Zostanie posłem na kilka miesięcy wcale nie musi być tak kuszącą perspektywą. Nikt nie ma gwarancji, że dostanie się do Sejmu kolejnej kadencji, a możliwości do pracy w samorządzie już nie będzie – mówił nam jeden z działaczy. – Każdy kalkuluje. Jak ktoś ma stabilną pracę i niezłe zarobki, to te kilka miesięcy w Sejmie może mu się zwyczajnie nie opłacać – usłyszeliśmy z kolei od innego z naszych rozmówców.
AAA posła szukam…
Te obawy się potwierdziły. Pierwsza w kolejce do objęcia mandatu po Beacie Mazurek była radna Maria Gmyz. Odmówiła, tłumacząc nam wprost: - Musiałabym zrezygnować z funkcji radnej i pracy w Wojewódzkim Urzędzie Ochrony Zabytków, a za dwa miesiące szykować kolejną kampanię. Gdybym nie dostała się ponownie do Sejmu, zostałabym z niczym.
Z okazji skorzystał natomiast drugi na „liście rezerwowych” były senator PiS Lucjan Cichosz i w ostatnią środę złożył poselskie ślubowanie.
Nieco dłużej trwało obsadzenie miejsca zwolnionego przez Elżbietę Kruk. Pierwszym w kolejce był Grzegorz Muszyński, który jest wiceprezesem państwowej spółki PFR Nieruchomości. – Tutaj jestem bardziej potrzebny – mówił nam, gdy ogłosił, że mimo nadarzającej się okazji do Sejmu się nie wybiera.
Kolejny z pretendentów, Marek Wojciechowski swoją decyzję odmowną tłumaczył tym, że zamierza poświęcić się zadaniom, jakie czekają go w związku pełnieniem funkcji przewodniczącego Komisji Rozwoju Regionalnego i Współpracy Zagranicznej w sejmiku województwa oraz wicedyrektora lubelskiego oddziału Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa. – Jednocześnie nie wykluczam - po zrealizowaniu tych planów – ubiegania się w przyszłości o mandat posła na Sejm RP - zaznaczył jednak w wydanym oświadczeniu.
Do trzech razy sztuka? Nic z tych rzeczy. Trzeci na liście był inny radny sejmiku, Zdzisław Podkański. – Przez kilkadziesiąt lat pełniłem wiele funkcji w polityce. Teraz wolę skupić się na pracy w samorządzie – wyjaśniał po odmowie przyjęcia mandatu.
Serial skończył się wczoraj. Po kilku dniach namysłu decyzję potwierdzającą chęć zostania posłem ogłosił czwarty „rezerwowy”: Adam Kałaska, przedsiębiorca i wiceprzewodniczący rady powiatu ryckiego.
Pragmatyzm i racjonalne działanie
– Nie przypominam sobie podobnej sytuacji – przyznaje dr Wojciech Maguś, politolog i medioznawca z UMCS. – Myślę, że kandydaci, którzy odmawiali przyjęcia mandatu kierowali się pragmatyzmem i racjonalnym działaniem z perspektywy osobistej kariery. Osobom pełniącym funkcje w samorządzie czy tym bardziej spółkach Skarbu Państwa niekoniecznie opłaca się zostać posłem. Uzyskanie reelekcji wcale nie jest pewne. A te cztery miesiące, jakie zostały do końca kadencji to w rzeczywistości trzy posiedzenia Sejmu i 12 dni roboczych. To nie jest czas, podczas którego można zasygnalizować swoją aktywność i wzmocnić pozycję polityczną.
Czy dla niedoszłych parlamentarzystów decyzja odmowna może mieć znaczenie wizerunkowe? Część z nich zapewne jesienią znajdzie się na listach wyborczych do Sejmu. - Może to dla nich być sytuacja niekomfortowa. Partia takie przerzucanie „gorącego kartofla” może wytłumaczyć, że przecież ci ludzie pełnią funkcje publiczne i rezygnacja z wykonywanych aktywności wydawałaby się nieracjonalna. Ale z perspektywy tych osób, jeśli ponownie zdecydują się kandydować, może to być pewnym obciążeniem.
Bywało ciekawie
Choć w naszym województwie przypadków wygaszenia mandatów poselskich było wiele, to nie zdarzyło się, aby tak trudno było znaleźć nowych posłów. Nie brakowało jednak ciekawych sytuacji.
Na początku 2011 roku po odejściu z Platformy Obywatelskiej z mandatu zrezygnował Janusz Palikot. Jego miejsce w Sejmie zajął Zbigniew Wojciechowski, który w wyborach kandydował z listy PO, ale jako parlamentarzysta wstąpił do klubu Polska Jest Najważniejsza, który w tamtym czasie tworzyła grupa polityków odchodzących z PiS. Obecny wicemarszałek województwa w parlamencie pracował przez niespełna dziesięć miesięcy, a w kolejnych wyborach nie uzyskał reelekcji.
W tych wyborach do Sejmu dostał się startujący z pierwszego miejsca na liście PSL Krzysztof Hetman. Ówczesny marszałek województwa długo zwlekał z ogłoszeniem decyzji, czy zamieni Urząd Marszałkowski na gmach przy ul. Wiejskiej w Warszawie. Ostatecznie zdecydował się pozostać w samorządzie, a zamiast niego posłem został Henryk Smolarz.
Marcin Duszek z PiS po raz pierwszy został posłem w 2014 roku, rok przed końcem VI kadencji. Zastąpił Jerzego Rębka, który w wyniku wyborów samorządowych został burmistrzem Radzynia Podlaskiego. W tych samych wyborach Duszek (jeszcze nie wiedząc, że wkrótce zostanie posłem) bezskutecznie ubiegał się o mandat radnego sejmiku. Ten przypadł mu w udziale po roku, gdy trwało oczekiwanie na wyniki wyborów parlamentarnych. Polityk z Międzyrzeca Podlaskiego zwlekał ze złożeniem ślubowania radnego. Gdyby je złożył, nie mógłby ponownie zasiąść w parlamencie. - Zostawił sobie furtkę na wypadek niepowodzenia w wyborach do Sejmu - komentowali wówczas partyjni koledzy. Ostatecznie Duszek został wybrany na posła kolejnej kadencji.
W tej wyliczance warto też wspomnieć o Jarosławie Stawiarskim. Obecny marszałek województwa posłem był czterokrotnie, ale dwukrotnie mandat poselski przyjmował od tych, którzy z niego zrezygnowali. W 2006 roku zastąpił... Elżbietę Kruk, wybraną wówczas do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Osiem lat później w sejmowych ławach zajął miejsce Jarosława Żaczka, który został burmistrzem Ryk.