– Gdy zaczęła się wojna prawie cały czas mieszkaliśmy z córką i dwoma wnuczki w piwnicy. Wnuczka cały czas płakała. Krzyczała, bo słyszała jak bomby spadały nam prawie na głowę. Było bardzo strasznie. Nie mogliśmy już tego znieść i postanowiliśmy, że trzeba uciekać – opowiada Olena Isik.
Olena Isik ma ponad 70 lat. Mieszkała w rejonie Doniecka. Całe życie przepracowała jako nauczycielka. Gdy bomby zaczęły spadać w pobliżu jej domu, uciekli. Najpierw do rodziny mieszkającej na wsi pod Lwowem, ale w domku letniskowym, w którym zamieszkali, nie można było przetrwać zimy. Gdy dowiedzieli się o tym uczniowie kobiety, zaproponowali jej wyjazd do Polski. W miejscu, w którym dziś mieszka w Lublinie będzie mogła spędzić jeszcze tylko półtora miesiąca.
– Chcę powiedzieć w imieniu wszystkich uchodźców z Ukrainy, że problem ze znalezieniem mieszkaniem jest coraz większy i coraz ciężej jest znaleźć mieszkanie – przyznaje.
Kobieta na razie nie myśli, co będzie potem. Na razie jest przepełniona wdzięcznością.
– Przychodzę do Caritas. Przyjęli mnie z otwartymi rękami. Dostałam pomoc psychologiczną i produktową. Odkryłam tu różne programy integracyjne i chodzę teraz na spotkania dla seniorów. Piję z nimi kawę, herbaty i rozmawiamy. Jest mi od tego cieplej i łatwiej jest myśleć o życiu. Moja wnuczka ma teraz 3 latka i też lubi przychodzić do sali zabaw Caritas, bo tam jest dużo zabawek. Jest jej tak dobrze, że nigdy nie chce stamtąd wracać – mówi kobieta. – Dziękuję bardzo wszystkim wolontariuszom, wszystkim Polakom za to, że tak ciepło przyjęli nas tutaj.
Takich relacji o lubelskiej Caritas od uchodźców usłyszeć można znacznie więcej. W sumie, w całej Polsce, dzięki tej instytucji od początku wojny pomoc otrzymało ok. 236 000 osób. Tylko w lubelskiej Caritas pomocy doraźnej udzielono ok. 18 tys. osób. Wydano ok. 136 tys. paczek żywnościowych. W ośrodkach Caritasu mieszkała ok. 600 osób. Dziś to 21 osób.
– Nasza pomoc od początku wojny zmieniała i przybierała trochę inną postać. Najpierw była to pomoc doraźna. Potem chcieliśmy pomóc osobom, które przybyły do Polski usamodzielniać się, zintegrować ich w naszej lokalnej społeczności oraz pomagać im odnaleźć na rynku pracy – mówi ks. Łukasz Mudrak, dyrektor Caritas Archidiecezji Lubelskiej.
Stąd świadczenie pomocy psychologicznej i prawnej. Stąd kursy języka polskiego. Stąd świetlica dla dzieci. Ale pomoc wysyłana była też za wschodnią granicę. Pierwszy transport humanitarny wyjechał już dwa dni po wybuchu wojny. Przez kolejny rok z pomocą żywnościową, higieniczno-kosmetyczną i agregatami prądotwórczymi wysłano 267 tirów i 227 busów. Wartość tej pomocy to ponad 29 mln zł. Pieniądze zbierane były także poza granicami Polski. Ponad 1 mln 600 tys. zł zabrano jednak do puszek parafialnych.
Pomoc świadczona przez lubelskiej Caritas nie byłaby możliwa gdyby nie ok. 3 tys. wolontariuszy.
– Były dni, że pomagało nawet ok. 250 dziennie. Były to mieszkańcy województwa ale nie tylko. Pomoc świadczyli także wolontariusze z zagranicy. Z Niemiec, Portugalii, Stanów Zjednoczonych, Kolumbii, Włoch, Irlandii, Kanady, Wielkiej Brytanii, Gruzji, Ukrainy, Turcji, Białorusi i Holandii – wylicza ks. Mudrak.