Zarobaczony i ze skrajną anemią. Chorego i wycieńczonego psa byłego proboszcza jednej z parafii w gminie Wojciechów zabrali w niedzielę wolontariusze. – Nie mogłem zabrać Atosa. Poprosiłem o opiekę nad nim mojego następcę – tłumaczy duchowny, który od roku jest na emeryturze.
„Niedzielne przedpołudnie, upalny dzień. Wielu Polaków modli się na mszy świętej, obok kościołów tłumy ludzi. Obok jednego z nich w podlubelskiej wsi leży pies. Nie podnosi się, oddycha z trudem, przerzedzona skołtuniona i zalepiona brudem sierść miejscami odkrywa zaczerwienienia na brzuchu, kłębią się tam liczne pasożyty. Pies jest słaby, osowiały. Kilkadziesiąt osób mijało to stworzenie wchodząc do kościoła. Nikt nie zareagował.” – czytamy na profilu Fundacji na Rzecz Ochrony Praw Zwierząt EX LEGE na Facebooku.
Psem zainteresowała się nastoletnia wolontariuszka fundacji, która była w tym kościele na mszy. Jeszcze tego samego dnia na miejsce przyjechali obrońcy zwierząt. Dzięki nim Benek, a tak naprawdę Atos, trafił do kliniki w Lublinie. Jest tam do dziś.
– Pies ma bardzo głęboką anemię. Jest apatyczny, odwodniony i wychudzony – mówi Marta Włosek, prezes fundacji. – Trzeba było go całego ogolić, ponieważ miał taką liczbę pasożytów i kołtunów, że nie można było postąpić inaczej. Chociaż w lecie takie zabiegi nie są wskazane. Pies jest bardzo słaby. Nie wiem czy zdołamy go uratować – przyznaje.
Pies należy do byłego proboszcza parafii, który ponad rok temu przeszedł na emeryturę. Udało nam się dotrzeć do duchownego.
– Atos był moim psem. Miałem go od szczeniaka – przyznaje duchowny. Teraz jest rezydentem w jednej z chełmskich parafii. – Nie miałem warunków aby go ze sobą zabrać. Poprosiłem swojego następcę, aby się nim zaopiekował. Pamiętam jak mówił, że to drugi pies, którego dostaje w spadku po poprzedniku.
Zdaniem mieszkańców miejscowości, z którymi rozmawialiśmy, psem bardziej opiekowali się uczniowie i pracownicy pobliskiej szkoły niż nowy proboszcz.
– Tego psa karmił pan Roman, który pracuje w szkole. Zanosił to czego nie zjadły dzieci z obiadu – opowiada jedna z mieszkanek miejscowości. – Pies cały czas siedział pod szkołą, dzieci też go karmiły.
– Zacząłem zajmować się Atosem jakieś 6 miesięcy temu, kiedy jeszcze w parafii był „przejściowy” ksiądz, przed nowym proboszczem – opowiada Roman Gąska. – Obecny proboszcz i kościelny twierdzą, że pies nie chce jeść. Tylko jak ja mu przynosiłem jedzenie, to tego nie zauważyłem. On żył tylko dzięki tym szkolnym zlewkom.
– To stary pies, pewnie potrzebował czegoś więcej niż tylko jedzenia – dodaje inna z mieszkanek.
Nie udało nam się w środę skontaktować z obecnym proboszczem. Na plebanii nikt nie odbierał telefonu.
– Obecny proboszcz powiedział naszym wolontariuszkom, że jego poprzednik żadnego psa mu nie powierzył. Miał jedynie powiedzieć, że zostawia psa i odjechać – mówi Marta Włosek. – Stwierdził też, że „ulżyć psu można tylko w jeden sposób”.
– Przykro mi, że tak się stało – mówi nam były proboszcz. – Byłem przekonany, że mój następca zajął się Atosem. Byłem w parafii 4 albo 5 razy i widziałem karmę w misce. Nigdy też nic nie mówił, że nie chce się psem zajmować. W tej sytuacji jestem gotowy pomóc – deklaruje.
>>>
Fundacja prosi o pomoc i wsparcie finansowe na leczenie psa. Szczegóły we wpisie na Facebooku: