Zoo w podlubelskim Wojciechowie apeluje o wsparcie. Pandemia koronawirusa sprawiła, że ośrodek stracił jedyne źródło dochodu i kończą mu się pieniądze na wyżywienie zwierząt.
– Nie jesteśmy na skraju bankructwa, ale jest bardzo trudno. Horrendalnie wzrosły ceny warzyw, owoców i mięsa – mówi Dorota Wieczorek, kierownik zoo. – Jakieś pieniądze jeszcze mamy, ale nie możemy pewnego dnia powiedzieć zwierzętom „sorry, ale nie będzie jedzenia”.
Dieta zwierząt to nie tylko owoce i warzywa. Trzeba kupić m. in. siano, suplementy diety czy mięso. Jeden lew zjada go ok. 50 kg tygodniowo, a lwy w Wojciechowie są trzy. Kosztuje również opieka weterynaryjna. Zoo potrzebuje specjalistów, bo ma pod opieką ponad 80 gatunków i blisko 150 zwierząt. Wiele z nich odkupiono z cyrków i pseudohodowli, np. papugi, lwy i osły.
– Nie wiem, jak się utrzymamy, ponieważ naszym głównym źródłem dochodu były wycieczki szkolne i inni goście, których teraz nie ma – dodaje Dorota Wieczorek.
Gospodarze zoo spodziewają się, że wycieczki mogą wrócić dopiero po wakacjach. – Ale to wielka niewiadoma – mówią.
Przed wybuchem epidemii zainwestowali w modernizację zoo. Większość pieniędzy poszła właśnie na to. – Budujemy nowe woliery, poprawiamy boksy i ogrodzenia – wylicza Wieczorek.
Jeden z głównych kosztów to rachunki za gaz. W zoo dominują zwierzęta egzotyczne, które nie tolerują niskich temperatur i potrzebują ogrzewanych pomieszczeń. W placówce pracuje również kilka osób, odpowiedzialnych m. in. za codzienne karmienie zwierząt i sprzątanie. To oznacza dodatkowe koszty.
Gospodarze ośrodka zastanawiali się nad skorzystaniem z „tarczy antykryzysowej”, przyjętej przez rząd. Okazało się jednak, że w ich przypadku jest ona bezużyteczna.
– Nie kwalifikujemy się do niczego. Nasza branża nie może skorzystać ze wsparcia – mówi Dorota Wieczorek.
W obliczu kryzysu gospodarze zoo postanowili zorganizować internetową zbiórkę pieniędzy. Miesięczne koszty utrzymania to ok. 30 tys. zł. Zbiórkę znajdziecie tutaj.