Janusz Paluch zaczynał od detalicznej sprzedaży na targu,
a teraz jest w trójce największych krajowych potentatów w hurtowym handlu jajkami. We wrześniu jego firma "Dakar”, działająca na giełdzie w podlubelskiej Elizówce, będzie obchodziła dziesięciolecie istnienia
Tak jest do dzisiaj. Choć z niektórymi fermami współpracuje od lat, z każdej dostawy wybiera losowo kilka jajek, by w biurze sprawdzić ich jakość. Zwraca uwagę, czy ich skorupka ma odpowiednią porowatość, nie jest śliska, posiada jednolitą barwę. W jajku smażonym kontroluje, czy lekko urosło, żółtko nie zblakło, a z patelni dochodzi miły zapach.
- Lata praktyki i własne sposoby testowania sprawiły, że nie dam się oszukać. Bywa, że po takim badaniu zwracam całą partię dostawcy - mówi.
Start pana Janusza w dorosłe życie nie wskazywał, że będzie ono oparte na tak "kruchych”, a jednocześnie - jak się okazało - solidnych podstawach. Po ukończeniu w 1986 r. Zasadniczej Szkoły Żeglugi Śródlądowej w Kędzierzynie-Koźlu nie chciał być marynarzem słodkich wód. Powrócił więc do Lublina, potem wyjechał do Niemiec, gdzie imał się różnych zawodów. Przez cały czas uczył się w szkole języka niemieckiego, co po zdaniu egzaminu państwowego pozwoliło mu zostać tłumaczem w policji. Niedługo wytrwał: tęsknota, trudności w asymilacji, brak przyjaciół sprawiły, że w 1992 r. wrócił do kraju. Krótko pracował jako tłumacz w LSS, potem niemieckie doświadczenia przekazywał załodze nieistniejącej już społemowskiej piekarni przy ul. Dolnej Panny Marii. Dorabiał malując dachy w jednej z lubelskich spółdzielni mieszkaniowych. Za zarobione pieniądze kupił do spółki z bratem, za 14 mln ówczesnych zł, używaną nysę. Zaczęli handlować właśnie jajami. Po kilku latach brat poszedł w interesach własną drogą, a J. Paluch rozwinął firmę. Sprzedaż detaliczną rozszerzył na hurtową: otworzył dwa pawilony na targu przy ul. Pancerniaków. Teraz ma dwa boksy w Elizówce i tyleż punktów sprzedaży, klimatyzowany magazyn o pow. 60 mkw. oraz sześć specjalistycznych samochodów. Zatrudnia 20 osób, obraca blisko 30 milionami sztuk jaj rocznie.
- Jajka od naszych rodzimych farmerów mają już europejski standard. Termin ich ważności do spożycia wynosi 30 dni, ale jeśli ich nie sprzedam, zwracam je już po 14 dniach - mówi właściciel "Dakaru”. Dużo się też zmieniło w kwestii opakowań - kontynuuje. - Jeszcze dwa lata temu nie można było sprzedać jajek w opakowaniach detalicznych, dzisiaj jest to prawie 80 proc. obrotu. Nowoczesne sortownice producentów opuszcza 15 rodzajów wagowych jaj w 30 rożnych opakowaniach, przykładowo - w kartonowych lub plastykowych, z kodem kreskowym lub bez. Dla smakoszy są w ofercie nieco droższe jajka świeże, nie starsze niż jednodobowe.
Spory rozgłos przyniósł J. Paluchowi konkurs, którego uczestnicy, oprócz 16 nagród pieniężnych, mogą wygrać jedną główną - pracę w firmie "Dakar”. Z dotychczasowych pięciu zwycięzców zgłosiło się i podjęło pracę czterech. Laureat z ostatniego losowania jeszcze się nie zgłosił.
- Konkurs będzie trwać nadal - mówi jego pomysłodawca - bo zamierzam otwierać nowe punkty i będą mi potrzebni dobrzy nowi ludzie.