- Dużo firm ogłasza się z ofertami pracy tylko dlatego, żeby stworzyć sobie bazę danych CV. Chciałbym przestrzec przed wysyłaniem skanów, czy jakichkolwiek kopii dowodów osobistych - pisze do nas Internauta Marcin.
Obecnie jestem na V roku studiów zaocznych UMCS. Od października jestem osobą bezrobotną. Również mam problem ze znalezieniem pracy. Na razie nie szukam zajęcia związanego ze studiami, ponieważ po kilku porażkach w poszukiwaniu zniechęciłem się. Po prostu pracodawca wymagał doświadczenia. Jednak gdzie mam je zdobyć?
Chciałem pójść na staż z Urzędu Pracy do jednej z firm. Okazało się, że Urząd nie ma na to pieniędzy i kazał zgłosić się w kwietniu 2010 r. Trochę to dziwne, bo znam osoby, które nawet dwa razy odbywały staż. Wygląda niestety na to, że wszystko w tym kraju jest załatwiane po znajomości albo za przysługę.
Jak szukałem pracy:
Przeglądając oferty pracy w internecie natrafiłem wreszcie na jakieś zajęcie - praca na produkcji. Myślę OK. Warto spróbować. Podpisałem umowę z pośrednicząca firmą, która rekrutowała ludzi. Na drugi dzień miałem zjawić się w pracy. W umowie miałem napisane, że obowiązuje stawka godzinowa, jednak tego samego dnia otrzymałem informację przez telefon, że nastąpiła pomyłka i nie jest to stawka godzinowa, a akord zbiorowy. Zrezygnowałem.
Codziennie staram się przeglądać oferty pracy w gazetach. Sporą bazę ma Gazeta Wyborcza, ale większość ofert mają z wyższej półki, czyli: specjalista, kierownik itd.
Dużo ofert jest fałszywych. Chodzi o to, że co innego jest zawarte w treści, a co innego okazuje się na miejscu, podczas rozmowy z pracodawcą. Dość często spotykam się z tego rodzaju ofertami w Anonsach. Ogłoszenia zamieszczane dotyczą pracy, jako pracownik biurowy, magazynier, czy doradca klienta, a później okazuję się, że to wszystko to oferty akwizycyjne - głównie sprzedaż perfum.
Dużo firm ogłasza się także z ofertami pracy, ale tylko po to, żeby stworzyć sobie bazę danych CV. Chciałbym przestrzec przed wysyłaniem skanów, czy jakichkolwiek kopii "dowodów osobistych".
Ostatnio zadzwoniłem z ogłoszenia zamieszczonego w "Anonsach". Oferta typu "Doradca klienta, przyjmujemy studentów itd..." Pani odbierająca telefon od razu zaczęła spisywać moje dane, wypytywać się o wykształcenie. Od razu chciała mnie zapisać na rozmowę kwalifikacyjną. Nie dała mi dojść do słowa. Nawet nie dowiedziałem się, na czym praca polega. W końcu wtrąciłem się w jej potok słów i zapytałem, co to za firma i czym się zajmuje. Odpowiedziała, że jest to sprzedaż perfum. Zapytałem się, czy to akwizycja. Wtedy odłożyła słuchawkę.
Firmy, proponujące akwizycję (sprzedaż perfum lub wciskanie innego kitu) chowają się pod wieloma numerami telefonów. Dzwoniąc pod różne numery, okazuje się, że to ta sama firma, tylko daje wiele różnych ogłoszeń .
Czasami trudno dowiedzieć się o nazwę firmy. Wówczas pani po drugiej stronie słuchawki mówi, że "wszystkiego na miejscu się Pan dowie".
Obecnie poszukuję pracy starając się przeglądać codziennie oferty w internecie. Niestety zero efektów. Niedługo popadnę w jakąś depresję. Zastanawiam się, jak dalej żyć w tej wschodniej Polsce. Gdybym miał możliwość, uciekłbym z tego województwa.
A politycy niech dalej ściągają ludzi do Polski z Wysp. Tylko po co i do czego. "Kocham Polskę. Systemu nienawidzę. Za tych co na górze coraz bardziej się wstydzę.."
*Imię autora zostało zmienione