Kiedyś pracownik brał wolne bez zgody pracodawcy, gdy miał ważną sprawę
do załatwienia lub był skacowany. Teraz - gdy chce lepiej zarabiać
że terminy mnie gonią, nagle masowo zaczęli odczuwać potrzebę natychmiastowego wypoczynku.
Wiadomo - żeby wymusić podwyżki...
We wtorek na urlopach było już siedmiu.
W środę - dwunastu.
W czwartek - dziesięciu. Plus pięciu nagle się rozchorowało.
W piątek pan Janusz się ugiął - podniósł wszystkim stawkę o dwa złote.
Sobota była wolna.
W poniedziałek zabrakło tylko jednego pracownika.
- Jest w gipsie, nie symuluje - tłumaczy pan Janusz.
- Trzeba było z nami tak
od razu!
- pan Kazik (prosi, żeby zmienić mu imię) przyznaje, że prawo do urlopu na żądanie on i koledzy wykorzystali z pełną premedytacją do wywalczenia podwyżki. - Nie chciał, sknerus, dać po dobroci, to trzeba go było przycisnąć. Te dwa złote za godzinę wcale nas nie zadowala, chcemy pięć. Ale rozumiemy, że chłop ma nóż na gardle - kontrahent straszy sądem, a poprzednie roboty jeszcze nierozliczone - to daliśmy mu szansę. Do marca. Jak się nie poprawi, to... urlopu jeszcze mamy sporo.
Kazik trochę przesadza
Nie namawiając nikogo do stosowania urlopu na żądanie w celu wywierania presji na pracodawcę, podpowiadamy, jak korzystać z tego, wprowadzonego zaledwie przed kilkoma laty, dobrodziejstwa. Dodajmy - wprowadzonego m.in. na wniosek przedsiębiorców, którzy mieli już dość nadużywania przez pracowników zwolnień lekarskich.
Podpowiadamy tym chętniej, bo niewykluczone, że
to już ostatni sezon takich urlopów.
Chcieliśmy dobrze, a strzeliliśmy sobie w piętę
- konkluduje smętnie pan Janusz.
Wprowadzenie urlopów na żądanie nastąpiło w momencie, kiedy rynek pracy należał do pracodawcy, kiedy bezrobocie było dwucyfrowe. To pracownika trzeba było wówczas chronić przed nadmierną eksploatacją ze strony przedsiębiorcy, dać mu możliwość wyrwania się z firmy, by mógł załatwić swe pilne sprawy osobiste, których nie był w stanie przewidzieć w rocznym planie urlopowym. To działało bez większych zgrzytów do czasu, aż lekarze odkryli, że prawo do urlopu na żądanie można świetnie wykorzystać jako oręż w walce o lepsze płace.
Jak to działa
Urlop na żądanie nie jest jednak - jak niektórzy mylnie sądzą - jakimś dodatkowym bonusem; mieści się on w wymiarze należnego danemu pracownikowi urlopu wypoczynkowego. Oznacza, że można go wziąć, pod warunkiem że urlop wypoczynkowy nie został w danym roku całkowicie wykorzystany.