- Ten to ma dobrze! - na spotkaniach organizatorów turystyki lubelskiej Andrzej Kudlicki, właściciel Biura Turystycznego Quand z Tomaszowa Lubelskiego, często naraża się na takie przymówki. Wiadomo, biura turystyczne cienko przędą, a on nie narzeka. W jego biurze przestojów nie ma.
- Nie twierdzę, że robię kokosy na turystyce, ale nie narzekam- mówi Andrzej Kudlicki. - Nie oczekuję wielkich pieniędzy, bardziej satysfakcji - a tę mam. Turystyka była moim hobby od dzieciństwa i bardzo się cieszę, że - wprawdzie inaczej - ale dalej mogę się nią zajmować. Urodziłem się z plecakiem w najpiękniejszym miejscu Polski, na Roztoczu. W liceum założyłem koło PTTK i zostałem jego szefem, po maturze już byłem przewodnikiem całą gębą. Potem wybrałem szkołę turystyki w Sanoku - a więc Bieszczady. Nie pędziło mnie za granicę, wiedziałem, że wrócę do Tomaszowa, na Roztocze. Od 1991 r. każdy znajdzie moją firmę w tym samym miejscu.
Markę BT Quand, poświadczoną zdobyciem turystycznych trofeów, wylansowały wyprawy w nieznaną... najbliższą okolicę. Okazała się ona bardzo atrakcyjna nie tylko dla dzieci.
- Zadzwonili z Lublina, że pięciu Francuzów chce spędzić sylwestra w terenie. Ma być natura i bal - opowiada szef Quanda. - Zorganizowaliśmy im kwatery w Zwierzyńcu, zaproszenie na zabawę do GOK, kulig, ognisko. Zostali... wodzirejami, z GOK-u wyszli jako ostatni. Pewnie wrócą, i to nie sami. Niedługo przewieziemy przez Roztocze cały autokar Francuzów. Zadowolony klient to najlepsza reklama, następnych przyprowadzi. Wozimy ludzi z Bydgoszczy, Krakowa, Sokołowa Podlaskiego, Łodzi, mieliśmy Szwajcarów, na zjeździe rodzinnym w Krasnobrodzie byli goście z USA, Kanady i Wielkiej Brytanii. Sądzę, że wrócą do nas ze znajomymi.
Specjalnością Quanda są wycieczki do Lwowa oraz wyprawy w Karpaty Wschodnie. Ten kierunek staje się bardzo popularny w Polsce i Europie (we Lwowie stoją setki autokarów niemieckich, włoskich, francuskich). Oferty biura A. Kudlickiego też mają wzięcie. Sylwester (5 dni z balem, kabaretem, koncertem organowym i zwiedzaniem) za 800 zł sprzedał się na pniu.
- Na te wyprawy jeżdżą ludzie, którzy wiedzą, czego chcą. Dobry pilot, przewodnik i dobry program to jest podstawa sukcesu. Między bajki trzeba włożyć przekonanie, że klientowi można sprzedać byle co. Wioząc go w Karpaty, na Huculszczyznę czy Podole, musimy mu dać atrakcyjną szansę kontaktu z kulturą tych stron. Jest więc wyprawa na Howerlę, najwyższy szczyt Ukrainy, miejsce pielgrzymek Ukraińców, bo na tym szczycie jest wmurowana konstytucja Ukrainy. Trzeba zrobić przystanek w kolibie, poczuć ducha Stanisława Vincenza, odkrywcy Huculszczyzny. W Jaremczy zasiada się w karczmie, słucha bandurzystów, śpiewa z innymi biesiadnikami. Bywa, że Polacy, Żydzi, Ukraińcy i Białorusini przy jednym stole siedzą i tę samą nutę ciągną, choć każdy ze swoimi słowami.
Kudlicki twierdzi, że Lubelskie to region atrakcyjny turystycznie. Trzeba tylko dużo wiedzieć i trochę się wysilić.
- Mamy co pokazać i można zapewnić klientom bardzo ciekawe spędzenie czasu. Kto na przykład wie, że koło Kozłówki są pola golfowe, które można "wmontować” w program pobytu? W Zwierzyńcu można zapewnić przejażdżkę konną, kulig, na pewno trzeba zaprosić do zabytkowego młyna, do karczmy, w której cały bankiet z dziczyzny kosztuje 45 zł. Cały problem lubelskiej turystyki polega na promocji, która jest wciąż robiona nieśmiało. Ja się o klienta nie boję. Rocznie jestem na dziesięciu targach turystycznych, rozdaję dziesiątki tysięcy folderów, któryś trafi na chętnego. Każda moja propozycja jest opracowana tak, żeby klient wiedział, gdzie, czym i za ile jedzie, gdzie śpi, co będzie jadł. Wyszczególniam mu atrakcje, dodaję kalendarz imprez w okolicy, w której się znajdzie. Żeby naprawdę zaistnieć na rynku turystycznym, nie wolno żałować na tę całą oprawę informacyjną.
Podczas ostatniego spotkania lubelskich organizatorów turystyki Andrzej Kudlicki ogłosił, że wydaje elegancki katalog. Reprezentacja województwa, która wybiera się promować region na targach turystycznych w Berlinie, ma dużo skromniejsze informatory.