(fot. Maciej Kaczanowski)
Tak trudnego momentu David Dedek w trakcie swojej pracy w „czerwono-czarnych” jeszcze nie miał
Przed rozpoczęciem tego sezonu wydawało się, że lubelski zespół już na stałe dołączył do grona ekip, które będą liczyć się w walce o czołowe lokaty w Polsce. Dwa ostatnie lata rozpieściły przecież kibiców Startu. Przypomnijmy, że w sezonie 2019/2020 lublinianie wywalczyli historyczne wicemistrzostwo Polski, a rok później zakończyli rozgrywki na szóstym miejscu.
I chociaż w pierwszej kolejce tego sezonu ulegli Anwilowi Włocławek, to wydawało się, że David Dedek ma wszystko pod kontrolą. Wszak w składzie byli chociażby Tweety Carter i Jimmie Taylor, którzy doprowadzili Start do srebrnych medali. Szybko jednak okazało się, że czas dotyka również sportowców i ani Carter, ani Taylor nie są tymi samymi zawodnikami co w sezonie 2019/2020. Widać to zresztą porównując statystyki obu zawodników. Carter jest zarówno mniej skuteczny, jak i ma na koncie zdecydowanie mniej asyst. U Taylora ten spadek jest mniej widoczny, chociaż on również rzadziej niż w srebrnym sezonie zbiera piłki.
Obaj nie są też liderami, którzy są w stanie pociągnąć ten zespół w trudnych momentach, graczami na miarę obecnych kiedyś w hali Globus Bryntona Lemara, Bryona Allena czy Joe Thomassona. Nie jest nim póki co również Doron Lamb. Chociaż Amerykaninowi z przeszłością w NBA zdarzają się wybitne mecze, to jednak w jego grze jest zdecydowanie zbyt dużo przestojów. Do tego dochodzi również beznadziejna forma Quentona De Cosey i brak inicjatywy ze strony zawodników z polskiej rotacji. Szarpać próbują Mateusz Kostrzewski czy Mateusz Dziemba, ale nie mają wsparcia w postaci innych zawodników z polskim paszportem. W efekcie w trudnych momentach brakuje koszykarza, który jest w stanie pobudzić zespół. Boleśnie widać to było chociażby drugiej kwarcie meczu z Legią Warszawa, którą Start przegrał 4:25. – W tym okresie charakteryzował nas kompletny brak porozumienia na boisku, zarówno w obronie, jak i w ataku. 4:25 - nigdy w życiu nie byłem w sytuacji, gdzie zdobyliśmy tylko 4 punkty w kwarcie, a przeciwnik w tym czasie 25. Przegraliśmy grając tragicznie drugą kwartę i to nas kosztowało zwycięstwo – powiedział na pomeczowej konferencji prasowej David Dedek.
Giełda nazwisk trenerów, którzy mogą pojawić się w miejsce Słoweńca w Lublinie już ruszyła. Wśród potencjalnych następców wymieniani są zarówno szkoleniowcy z kraju, jak i zagranicy. Nie jest jednak wcale powiedziane, że głowa Dedka spadnie w najbliższych dniach. Arkadiusz Pelczar, prezes Startu, juz nie raz pokazał, że cierpliwość jest u niego szczególnie mocno pielęgnowaną cnotą. – Zakładam, że pytanie, czy dalej będę prowadził drużynę jest bardziej do prezesa niż do mnie. Uważam, że nikt, łącznie z prezesem, choć nie mogę mówić w jego imieniu, nie jest zadowolony z wyniku jaki mamy na początku tego sezonu. Bilans 1-5 to bardzo słaby początek. Są momenty bardzo słabe, jak dzisiaj druga kwarta, czy pierwsze trzy mecze, które zagraliśmy. Zagraliśmy bardzo solidny mecz z Treflem, przegrany trochę pechowo i wygrana w Dąbrowie to jednak pokazuje, że jest potencjał w tej drużynie. Wszystko co trzeba, to tylko go wydobyć. Czy się martwię o swoją przyszłość? Wiadomo jaki jest sport – dodał David Dedek.