Teresa Kot, sekretarz starostwa w Puławach, brała pieniądze za pracę w urzędzie, choć w tym czasie jeździła do Lublina na komisje i obrady sejmiku województwa.
Teresa Kot w latach 2006–2010 była radną wojewódzką PiS. Sekretarzem została w 2007 r. Uczestniczyła w 43 sesjach sejmiku i kilkudziesięciu komisjach. Kontrolerzy podliczyli, że za nieprzepracowane godziny – czyli te, które spędziła w Lublinie jako radna – dostała z urzędu 2231 zł wynagrodzenia. To pieniądze tylko za czas spędzony na sesjach sejmiku, bo przewodniczący sejmiku nie wskazał godzin, w jakich obradowały komisje radnych.
– Ówczesny starosta Sławomir Kamiński zgodził się, żeby nie potrącać mi tych pieniędzy, bo miałam dodatkowe zajęcia poza godzinami pracy – mówi Teresa Kot. Tłumaczy: Wprowadzałam system ISO w urzędzie oraz zostałam redaktorem kwartalnika powiatowego "Tu jest moje miejsce”. Musiałam pracować po godzinach, trudno sobie wyobrazić, żebym czytała i redagowała artykuły w pracy.
Kot tłumaczy, że kwestionowane pieniądze były rodzajem rekompensaty. – Niestety, nie do końca formalnie unormowanej. Pracodawca nie stworzył systemu rozliczenia, a wystarczyło wydać odpowiednie zarządzenie. Byłam świadoma, że takie wynagrodzenie mi nie przysługuje. Teraz mądry Polak po szkodzie, myślałam, że jak jest zgoda pracodawcy, to wystarczy – przyznaje sekretarz.
Kontrolerzy RIO obliczyli, że nawet pod odliczeniu nadgodzin, zostaje 673 zł za nieprzepracowane godziny. – Jeśli będzie takie zalecenie, to zwrócę pieniądze – mówi Teresa Kot. Dodaje, że "nie ma tytułu”, żeby sama oddała pieniądze.
– Czekam na decyzję RIO i zalecenia pokontrolne – mówi obecny starosta Witold Popiołek.
– Pracujemy jeszcze nad wystąpieniem pokontrolnym. Nie chcę teraz mówić, jaka będzie decyzja w sprawie tych pieniędzy – mówi Agnieszka Szymańska, naczelnik wydziału kontroli w lubelskiej izbie. Wystąpienie RIO powinno być gotowe w najbliższych dniach.