- Kiedyś w piłkę grywałam, ale było to 30 lat temu. Ale do niedzielnego meczu byłam świetnie przygotowana. Dzięki synowi przeszłam szybki kurs przypominający. Podczas lekcji powtarzał mi, żeby nie kopać "z czuba”, chociaż, jak się okazało, to czasami bardzo skuteczna metoda.
• Była pani kapitanem drużyny Urzędu Miasta. Czy zawodnicy wypełnili postawione założenia taktyczne?
- Zdecydowanie tak. Myślę, że niektórzy z nich osiągnęli maksimum swoich możliwości. Wprawdzie nie wykorzystaliśmy wszystkich wypracowanych szans, ale i tak było dobrze.
• A kto najbardziej stanowił o sile zespołu?
- Wyróżniał się Zbyszek Śliwiński, Grzegorz Zamojski czy Dariusz Fijoł. Pięknego gola strzelił Wiesław Stolarski, serce na boisku zostawił Robert Klimek, a Sławomir Leszczyński był w obronie, jak tarcza nie do przebicia. Podobno jeden z zawodników Azotów zderzenie z nim przypłacił lekką kontuzją. Chciałam też pochwalić panie zawodniczki, które dosłownie własną piersią broniły naszej bramki.
• A pani udało się uniknąć kontuzji?
- Wprawdzie mama przestrzegała mnie, żebym nie wchodziła na boisko, ale jestem cała i zdrowa.
• A kto z przeciwników najbardziej dał się we znaki?
- Zdecydowanie pani prezes Małgorzata Iwanejko. Tylko cud sprawił, że nie strzeliła nam gola.
• Kibicuje pani czasem przed telewizorem?
- Nawet gdybym nie chciała oglądać, to muszę, bo u mnie w domu wszyscy są kibicami. Dlatego uważam, że teorię znam znakomicie.
• W praktyce też jest bardzo dobrze. W końcu strzeliła pani jedną z bramek.
- To prawda, udało mi się ją wcisnąć. Niektórzy wprawdzie mówili, że bramkarz miał zamknięte oczy, ale to nieprawda. Widziałam, że miał szeroko otwarte. Inna sprawa, że kiedy strzelałam, to leżał...