Nie chodzi o rzucanie w żywe prosiaki. "Świnka” to najmniejsza czerwona kulka. Jeśli dużą metalową rzucisz najbliżej "świnki” - wygrywasz. Amatorów tradycyjnego francuskiego sportu - gry w bule - spotkaliśmy w puławskim parku.
Rywalizację w rzucaniu okrągłymi kamieniami wymyślili starożytni Grecy. Tyle, że u nich chodziło o to, aby kamień poleciał jak najdalej. A dopiero Rzymianie wpadli na pomysł, że ważniejsza jest precyzja i zaczęli rzucać do celu leżącego na ziemi. I to Rzymianie zamienili kamienie na drewniane kule pokryte metalem - czyli pierwowzór współczesnych bul. A grę najbardziej spopularyzowali Francuzi, którzy na początku XX wieku uprościli zasady tak, aby grać mogło jak najwięcej osób. W tej chwili w międzynarodowej federacji zrzeszającej graczy w "petanque” jest zarejestrowanych ok. 600 tys. osób z całego świata. W Polsce licencje ma dopiero 265 osób, ale ta liczba szybko będzie się powiększać. Dzięki temu, że staje się popularna wśród takich amatorów jak TiTo i jego znajomi.
- Wszys-
tko wzięło się z nudów. Przeglądając Internet przypadkowo trafiłem na stronę poświęconą bulom. Okazało się, że sprzęt do gry wcale nie jest tak trudno dostępny. Na allegro komplet 8 kul kupiłem za 40 zł - opowiada TiTo.
Zasady gry są proste. Metalową kulą trzeba rzucić jak najbliżej małej czerwonej kulki, która stanowi cel. Podczas walki można także wybijać bule przeciwników. Wygrywa ten, którego bula znajdzie się najbliżej czerwonej kulki, czyli "świnki”. Technika? Są różne. Niektórzy kule podkręcają, inni rzucają na chybił trafił. Ważne, by rzut był skuteczny.
Szybko okazało się, że bule to świetna rozrywka. Razem ze znajomymi TiTo grywa w parku obok pałacu Czartoryskich kilka razy w tygodniu. - Trawa nie jest zbyt dobrym podłożem, bo kule się odbijają. Ale trudno w Puławach znaleźć lepsze miejsce - mówi Vooyeck. - Staliśmy się atrakcją dla spacerowiczów, którzy stali się przypadkowymi widzami naszych rozgrywek - śmieje się Kuszol.