Jakie to uczucie wylecieć w powietrze z prędkością szybkiego samochodu przy przeciążeniu odrzutowca? – Jak w parku zabaw – mówią przyszli piloci, którzy w piątek trenowali katapultowanie.
Czekała na nich duża mata, na którą spadali po katapultowaniu. Nad nią 10-metrowa konstrukcja z linami zabezpieczającymi, a przed nią katapulta – niemal identyczna jak ta w odrzutowych Iskrach. Fotel, na którym siada podchorąży, jest wystrzelany w powietrze za pomocą pocisku.
– Jeżeli pilot waży np. 60 kg, po katapultowaniu jego ciężar sięga 600 kg – wylicza kpt. Grzyb.
– Najgorsze był moment "odpalenia” katapulty – mówił Kamil Błaszczyk, który usiadł na fotelu jako pierwszy. – Potem było już bardzo szybko: huk, strzał i poszło. Generalnie śmiesznie, jak w parku zabaw.
Pozostali podchorążowie mieli podobne wrażenia. – Zaliczone i to jest najważniejsze. Teraz czas na sesję egzaminacyjną, zaczynamy od poniedziałku – mówili zgodnie. A potem loty na prawdziwych samolotach.
5-6
Przyszli piloci z Dęblina od niedawna mogą ćwiczyć na nowych symulatorach – najnowocześniejszych w Polsce, za które MON zapłacił ponad 5 mln zł. Pierwszy to symulator dużego samolotu pasażersko-transportowego – M-28 Bryza. Drugi to wirtualny model śmigłowca SW-4 Puszczyk.
Jego możliwości pokazał nam wczoraj ppłk Roman Mendrek, instruktor w Szkole Orląt. W środku symulatora kokpit – niemal identyczny, jak w śmigłowcu. Dookoła duży, kulisty ekran, na którym obraz jest prezentowany przez osiem projektorów. Można zaplanować lądowanie na dowolnym lotnisku w Polsce i Europie, a także lot o każdej porze roku i w najtrudniejszych warunkach atmosferycznych.
– Najważniejsze jest to, że można sprawdzić bardzo wiele sytuacji, które mogą się zdarzyć w trakcie lotu prawdziwym śmigłowcem – podkreśla ppłk Mendrek.
FOT. DOROTA AWIORKO-KLIMEK