Byli radiolodzy z puławskiego szpitala oraz związkowcy twierdzą, że dyrekcja nie przestrzega przepisów i tworzy konfliktowe sytuacje. Władze szpitala nie mają sobie nic do zarzucenia.
- Po złożeniu przez nas wypowiedzeń dyrekcja proponowała podpisanie tzw. umów śmieciowych, które oznaczały jeszcze gorsze niż dotychczas warunki finansowe. Po ogłoszeniu konkursu ofert na nowych pracowników okazało się, że ci którzy złożyli wypowiedzenia nie mogli do niego przystąpić, a proponowane stawki są dwa razy większe - zaznacza Jerzy Łączka, były kierownik Zakładu Diagnostyki Obrazowej w puławskim szpitalu. - Pracownicy z 30-letnim stażem zostali bez pracy. Na razie sprawa została zgłoszona do inspekcji pracy. Nie wykluczamy jednak sądu pracy.
Działania władz szpitala krytykują też związkowcy. - Dyrekcja nie stosuje się do obowiązujących w szpitalu przepisów. Każda zmiana w regulaminie musi być konsultowana ze związkami zawodowymi. A w tym przypadku tak się nie stało. Ten szpital to prywatny folwark - komentuje Lidia Twardowska, szefowa Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych.
Obecnie w szpitalnym Zakładzie Diagnostyki Obrazowej pracuje jeden lekarz zatrudniony na umowę o pracę oraz cztery osoby na umowach cywilnoprawnych i podmiot leczniczy świadczący usługi w ramach teleradiologii.
Jak twierdzi były kierownik zakładu po zmianach wydłużył się czas oczekiwania na badanie USG. Zamiast miesiąca czeka się teraz 2,5 miesiąca. Dyrekcja tłumaczy to nowym systemem rejestracji pacjentów. - Wcześniej zapisy na badanie przyjmowane były tylko jednego dnia. W związku z tym była sztucznie tworzona kolejka i dlatego pacjenci czekali miesiąc. Teraz zapisy przyjmowane są na bieżąco, pacjentów jest więcej, dlatego też wydłużył się czas oczekiwania - wyjaśnia Warchoł-Sławińska.