Pozwalniał ludzi, a wobec tych, którzy zostali, jest opryskliwy – anonim szkalujący szefa Miejskiego Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Nałęczowie od jakiegoś czasu krąży po miasteczku. Dyrektor zakładu domyśla się, kto jest jego autorem. I zapewnia: Żadne słowo nie jest prawdziwe.
Autor anonimu szczegółowo opisuje też atmosferę, jaka panuje w firmie. Twierdzi, że dyrektor używa wulgarnych słów wobec swoich pracowników.
– Pracownica biura nie może wejść do dyrektora po podpis. Musi podać dokumenty przez sekretarkę. Jak ma szczęście, to uda jej się to zrobić na drugi dzień albo później. Przed wejściem koniecznie musi się przeżegnać, bo wie, że wyjdzie od dyrektora z płaczem – czytamy dalej.
Jak informuje, autor anonimu, skargi na zachowanie dyrektora wobec podległych mu osób miały trafić też do burmistrza Nałęczowa. Według niego, pracownicy nałęczowskich wodociągów prosili burmistrza o odwołanie dyrektora, ale im nie pomógł. List kończy się słowami: "Zawiadamiamy też CBA i CBŚ, bo korupcja też tu jest”.
– Tego listu na pewno nie napisał żaden z moich pracowników – mówi Waldemar Wójtowicz. – To po prostu stek bzdur. Zresztą, proszę do mnie przyjechać i przekonać się, czy rzeczywiście jestem takim tyranem.
Dyrektor podejrzewa, że za pismem stoi jeden z byłych pracowników zakładu, któremu nie przedłużył umowy o pracę.
– Ten list już od jakiegoś czasu krążył po Nałęczowie. Odkąd go przeczytałem, nie mogę dojść do siebie. Jak można być tak podłym żeby posunąć się do tego typu oskarżeń i oszczerstw? Ile trzeba mieć w sobie nienawiści? – pyta Wójtowicz.
Burmistrz Nałęczowa Andrzej Ćwiek nie chciał komentować tej sprawy.
Być może sprawa znajdzie swój finał w sądzie, bo dyrektor Wójtowicz zastanawia się nad zawiadomieniem organów ścigania o możliwości popełnienia przestępstwa.