80 zł za brak legitymacji szkolnej i 300 zł ekstra za… wezwanie policji – to kara dla 18-letniego mieszkańca Puław, który jechał miejskim autobusem z ulgowym biletem, ale bez legitymacji szkolnej. – Takiej grzywny nie ma w regulaminie przewozów, kontrolerzy nadużyli uprawnień – twierdzi pasażer. I ma rację.
– Podczas kontroli okazało się, że nie mam przy sobie legitymacji szkolnej. Dzień wcześniej skończyłem 18 lat, więc nie miałem też dowodu osobistego. Kontroler stwierdził, że w takim wypadku oprócz kary za jazdę bez legitymacji, wlepią mi 300 złotych mandatu za "wezwanie policji” i spisanie moich danych – opowiada Dziennikowi Wschodniemu pan Dariusz.
Tymczasem, w regulaminie MZK Puławy nie ma żadnego zapisu dotyczącego opłat za wezwanie patrolu. Okazało się, że kontrolerzy wypisali 300-złotowy mandat za "spowodowania przez podróżnego zatrzymania lub zmiany trasy środka transportu bez uzasadnionej przyczyny” z adnotacją, że pasażer nie posiadał dowodu tożsamości.
– To jakiś absurd – oburza się 18-latek. – Przecież wysiedliśmy wraz z kontrolerami na kolejnym przystanku. W żaden sposób nie zmieniłem trasy pojazdu i nie spowodowałem jego zatrzymania bez przyczyny – podkreśla.
Opłat za "wezwanie policji” nie pobiera żaden z miejskich przewoźników z naszego województwa. – Tylko w przypadku nieuzasadnionego zatrzymania pojazdu lub zmiany jego trasy. A policję wzywa się z reguły w niebezpiecznych sytuacjach – informuje Biuro Obsługi Klienta Zarządu Transportu Miejskiego w Lublinie.
– W Puławach również nie ma takich opłat. Pasażera można ukarać 300-złotowym mandatem w przypadku, gdy autobus zjeżdża z trasy, aby dojechać do komisariatu policji. Jeśli w tym przypadku do tego nie doszło, ten pasażer nie powinien ponieść takich konsekwencji – przyznaje Henryk Mizak, prezes MZK Puławy.
– Z opisu sytuacji nie wynika, że była podstawa do wzywania policji. Zdarzenie będzie wyjaśnione – dodaje Mirosław Toporek z radomskiej firmy TWB, która prowadzi kontrole w puławskich autobusach.
Powiatowy rzecznik praw konsumenta potwierdza. – W podobnych sytuacjach zawsze należy skorzystać z prawa do odwołania się – mówi Wioletta Próchniak.