„Po co jej leki, jak i tak umrze”, „ona mi tu tylko siedzi i śmierdzi” – takie słowa miała usłyszeć od personelu pacjentka oraz jej rodzina na SOR w Puławach. Prokuratura sprawdza, czy błędy lekarzy mogły przyczynić się do jej śmierci
W październiku ubiegłego roku na jedyny w Puławach Szpitalny Oddział Ratunkowy, z niewydolnością oddechową i guzami tarczycy, trafiła pani Ewa. Dotąd kobieta unikała lekarzy, bała się szpitali. Według relacji jej syna, odkładany latami kontakt ze służbą zdrowia nie należał jednak do przyjemnych. Jeden z młodych lekarzy miał głośno i pogardliwie komentować jej stan zdrowia.
– Mimo że przebywał w innym pomieszczeniu, jego uwagi o tym, co mama „sobie wyhodowała”, niosły się po całym oddziale – opowiada Sebastian Kustra. Po pytaniu o to, czy pani Ewie podano jakieś leki, nie był już jednak tak rozmowny. – Powiedział, że „chyba pasowałoby podać Metizol” (lek na nadczynność tarczycy – red.), ale on nie wie, czy może to zrobić – mówi syn pacjentki.
Później miało być jeszcze gorzej. Gdy zapadła decyzja, że stan zdrowia pani Ewy wymaga podjęcia leczenia specjalistycznego i należy przetransportować ją do SPSK nr 4 w Lublinie, ten sam lekarz, według pana Sebastiana, miał problemy z odszukaniem numeru telefonu lubelskiej kliniki, a następnie ze złożeniem właściwego zamówienia na transport medyczny.
To nie wszystko. – Usłyszałem fragmenty rozmowy telefonicznej, w której anestezjolog z SP ZOZ mówił, że nie będzie zakładał mojej mamie żadnej rurki, bo nie chce przyczynić się do śmierci pacjentki, a następnie zapytał, po co jej leki, skoro i tak umrze. Mama to wszystko słyszała, także słowa o tym, że „ona tu tylko siedzi i śmierdzi” – opowiada rozżalony Sebastian Kustra.
W końcu pacjentka trafiła do SPSK nr 4. Przeszła tam poważny zabieg, ale zmarła z powodu komplikacji pooperacyjnych. – Rozmawiałem z nią tuż przed zabiegiem, płakała wspominając wizytę w puławskim szpitalu. Mówiła, że doktor ją poniżył – wspomina syn zmarłej. – Ja nie chcę od szpitala żadnych odszkodowań. Ale domagam się sprawiedliwości, bo nie stać ich nawet na jedno głupie słowo „przepraszam” – przyznaje.
Dyrektor SP ZOZ Piotr Rybak rozmawiał już z Sebastianem Kustrą. – Wysłuchałem tej historii i jeszcze przed weryfikacją jego słów przeprosiłem – zapewnia dyrektor. – Nasze postępowanie nie potwierdziło jednak tego, jakoby na SOR miały paść tak skandaliczne słowa. Jeśli jednak padły, bardzo źle świadczyłoby to o kulturze osób, które je wypowiedziały. W naszym szpitalu nie ma miejsca na takie zachowanie – zapewnia Rybak.
Według władz szpitala, puławscy lekarze należycie zadbali o panią Ewę. Według nich, to lekarz z karetki miał zachowywać się niewłaściwie i głośno bagatelizować stan zdrowia kobiety. Syn zmarłej utrzymuje jednak, że karetka, z powodu błędnego zamówienia, przyjechała bez lekarza.
Sprawą, po otrzymaniu w grudniu ub. roku zawiadomienia od syna zmarłej kobiety, zainteresowała się Prokuratura Okręgowa w Lublinie. Wszczęła śledztwo w sprawie narażenia pacjentki na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu przez personel medyczny SP ZOZ w Puławach.
Chodzi m.in. o niepodanie leków, brak intubacji oraz nieprawidłową organizację transportu do szpitala w Lublinie. Śledczy zażądali dokumentacji medycznej oraz zwolnili pracowników szpitala z obowiązku zachowania tajemnicy zawodowej. O złożenie wyjaśnień dyrekcję szpitala poprosił również Rzecznik Praw Pacjenta.