Prokuratura sprawdza, czy wobec wychowanków puławskiego Domu Dziecka stosowano przemoc.
- Jako pierwszą przesłuchiwaliśmy matkę siedemnastolatka, uciekiniera z domu dziecka - mówi Dariusz Lenard, prokurator rejonowy w Puławach. Syn tej kobiety miał być uderzony pięścią w klatkę piersiową przez dyrektora placówki.
To nie jedyny podawany przez dzieci przypadek. Ostatnio na opowiedzenie swojej historii zdecydowały się dwie nastolatki. W placówce przebywały ponad rok. Jedna z nich miała oberwać od dyrektora pięścią w twarz.
Jej siostra raz nie dostała obiadu, bo za późno przyszła do stołówki. - Byłam wtedy chora i spałam. Kiedy potem zeszłam na dół, dyrektor zabrał mi talerz z jedzeniem - zwierza się dziewczyna.
Pojawiły się też głosy w obronie dyrektora i wychowawców. "Wypowiedzi tych dziewczyn to dla nas coś wyssanego z palca (...). To kłamstwa i oszczerstwa” - napisali do nas byli wychowankowie. Zaznaczają, że dyrektor i wychowawcy muszą mieć autorytet i być konsekwentni, bo inaczej niczego by nie osiągnęli.
Dyrektor Domu Dziecka nie chciał z nami rozmawiać. - Wszystko wyjaśni prokuratura - powiedział Lech Piekarz.
Na razie nie straci stanowiska. Jego przełożony Sławomir Kamiński, starosta puławski, podkreśla, że nie będzie wychodził przed prawo. - Samo wszczęcie postępowania oznacza tylko tyle że prokuratura się niepokoi - mówi Kamiński. I zapowiada, że zareaguje wtedy, gdy akta sprawy trafią do sądu. (ali)