W sierpniu ubiegłego roku drewniany dom pana Mariana z Markuszowa niemal doszczętnie spłonął, a mężczyzna tymczasowo zamieszkał u rodziny. Dzięki ofiarności darczyńców udało mu się zakupić nowy, typu holenderskiego. Pomogli strażacy, radni, sportowcy, parafianie oraz internauci.
Był piątek, 23 sierpnia, gdy niebo nad Markuszowem pociemniało od dymu. Palił się parterowy, drewniany dom. Na miejsce wezwano straż z całej okolicy. W gaszeniu uczestniczyły zastępy z Puław, Kurowa, Płonek, Kalenia oraz miejscowa Ochotnicza Straż Pożarna. Niestety, akcja zakończyła się niepowodzeniem.
– Już pędząc do remizy, widzieliśmy ogromne kłęby dymu nad Markuszowem. Przy naszej strażnicy stała starsza pani, która ręcznie uruchomiła syrenę i powiedziała nam, co się dzieje. Szybko wyjechaliśmy na miejsce, prosząc o wsparcie Państwową Straż Pożarną – relacjonują strażacy-ochotnicy.
Na uratowanie dobytku pana Mariana było już za późno. Pożar był rozwinięty. Uratować udało się jedynie kilka dokumentów. Pozostały dobytek mieszkańca wioski został zniszczony. Mężczyzna musiał zamieszkać u rodziny. Już następnego dnia w internecie zarejestrowano zbiórkę pieniędzy dla poszkodowanego.
– W ciągu kilku godzin na koncie było już około 2 tys. zł – wspomina Piotr Wójtowicz, prezes OSP w Markuszowie, który zainicjował zbiórkę dla pogorzelca. Internauci przekazali w sumie prawie 9 tys. zł.
Jeszcze więcej, bo ponad 13 tys. zł, wpłacili mieszkańcy gminy w zbiórce zorganizowanej przez radnych. Do charytatywnej akcji włączyła się również miejscowa parafia. Wierni, zachęceni przez księdza proboszcza, przekazali ok. 2 tys. zł, a kolejne 1,7 tys. zł to prezent od uczestników biegu organizowanego dla pogorzelca w Puławach. Nie licząc wysokości specjalnych zasiłków wypłacanych przez ośrodek pomocy, zebrano ok. 25 tys. zł.
Z odbudowy domu, z powodu problemów własnościowo-rodzinnych, pan Marian musiał zrezygnować, ale znalazł inne rozwiązanie. Zebrane fundusze oraz kredyt, jaki zaciągnął, pozwoliły na zakup kompaktowego domu typu holenderskiego (24 metry kwadratowe). Chatka przyjechała na ciężarówce w ostatnią niedzielę. Do zamieszkania jeszcze się nie nadaje, ale to ważny krok w drodze do powrotu „na swoje”.
– Chciałbym jak najszybciej się tam wprowadzić, ale czeka mnie jeszcze wiele wydatków. Muszę kupić meble, zainwestować w ogrzewanie, podłączyć media – wylicza pan Marian, dziękując wszystkim, którzy zaangażowali się w pomoc.