Pan Roman Sokołowski w zimie jeździ psim zaprzęgiem. - Robimy z Lutym prawdziwą furorę - mówi.
– Pies przybłąkał się do nas w ubiegłym roku. Uwielbiamy z żoną zwierzęta, więc go przygarnęliśmy. Teraz mamy w domu prawdziwy zwierzyniec. Od razu się zadomowił, jest bardzo towarzyski. Prawdopodobnie komuś uciekł. To rasa "uciekinierów”, które lubią chodzić własnymi drogami.
• Dlaczego nazwaliście go Luty?
– Alaskan malamute to typowo zimowa rasa. Poza tym przybłąkał się do nas w lutym, więc już został Lutym.
• Skąd wziął się pomysł na psi zaprzęg?
– Malamuty muszą codziennie pokonywać wiele kilometrów, żeby się zmęczyć. Taka już ich natura. Sanki nadają się do tego idealnie. Skonstruowałem je sam z nart, zwykłych sanek i kierownicy od hulajnogi mojego wnuczka. Czasem robimy nawet 10 kilometrów. Czuję się jak bohater powieści Jacka Londona.
• Często pan z Lutym jeździ na takie wycieczki?
– Mieszkamy niedaleko Kazimierza Dolnego, gdzie we wtorki i piątki są jarmarki. Zimą zawsze biorę tam sanki i Lutego. Teraz już wszyscy mnie rozpoznają. Zdarza się, że dostajemy brawa, a ludzie robią zdjęcia, bo wyglądamy dość oryginalnie. W lecie Luty ciągnie rower, ale sanki to jego największa miłość. Przez te zabawy z nim zrzuciłem kilka kilogramów.
• Jaki charakter ma Luty?
– Psy tej rasy są niezależne, kierują się instynktem. Rzadko się słuchają. Czasem, kiedy puszczam Lutego wolno, mogę go wołać, a on i tak nie reaguje. I zawsze chce być w centrum uwagi.
Roman Sokołowski przemierza psim zaprzegiem nawet 10 kilometrów dziennie