Po wypadku w puławskiej firmie Mezap pracownik oskarża pracodawcę o nieprzestrzeganie zasad bezpieczeństwa. Dyrekcja odpiera zarzuty.
– Wszedł do środka, żeby przygotować zbiornik do odbioru przez zamawiającą firmę – mówi tymczasem jeden z pracowników Mezapu, który skontaktował się z naszą redakcją. – Pracownicy dostali takie polecenie – stwierdza kategorycznie.
Przedstawiciele Mezapu przekonują jednak, że pracownikom wydawane były zupełnie inne polecenia. Do zbiornika mieli się nawet nie zbliżać. – Trudno mi powiedzieć, dlaczego znaleźli się w jego pobliżu – mówi Zbigniew Stępniak, dyrektor produkcji w Mezapie.
– On musiał wejść do środka, nie było innego sposobu wykonania tych prac – twierdzi z kolei pracownik Mezapu, z którym rozmawialiśmy.
Twierdzi też, że prace z chemikaliami w ogóle nie powinny być prowadzone w zamkniętej hali, a na świeżym powietrzu. – Dzień wcześniej zgłaszaliśmy to do pracownika BHP i dyrektora Stępniaka. Jedyne co zrobili, to otworzyli drzwi do hali. Należało sprawdzić stężenie gazów, a nikt tego nie zrobił – zarzuca pracownik Mezapu.
Pracownicy puławskiej firmy przygotowywali zbiornik do odbioru, ale prace z chemikaliami prowadził na terenie Mezapu (podczas innych zmian) podwykonawca, firma zewnętrzna z Torunia. – Firma Telox przedstawiła nam atesty i oświadczenia, z których wynikało, że nie ma zagrożenia dla życia i zdrowia ludzkiego – tłumaczy Zbigniew Stępniak z Mezapu.