Po dziewięciu latach od wypadku rolnik postrzelony podczas nielegalnych zawodów strzeleckich wywalczył odszkodowanie. Liga Obrony Kraju ma mu wypłacić ponad 600 tys. zł z odsetkami. Ranny mężczyzna jest niemal całkowicie sparaliżowany.
- Mąż nie chodzi, ręce też ma właściwie niesprawne. Sam jedzenia sobie nie zrobi. W nocy trzeba go przekręcać. Wymaga opieki przez całą dobę i regularnej rehabilitacji - mówi Urszula Kępska, żona postrzelonego rolnika.
Wczoraj wraz z mężem stawiła się w lubelskim sądzie, który po pięciu latach procesu przyznał mężczyźnie 630 tys. zł odszkodowania.
- Wraz z odsetkami kwota ta sięgnie 860 tys. zł. - precyzuje Daniel Kocur, pełnomocnik rodziny z kancelarii prawno medycznej Vox Veritas. - W tej sprawie z pewnością złożymy apelację. Domagaliśmy się bowiem odszkodowania w wysokości 1,1 mln zł. Przygotowujemy też odrębny pozew o przyznanie renty, która będzie mogła pokryć koszty rehabilitacji.
Pieniądze ma wypłacić Liga Obrony Kraju. To jej działacze w październiku 2012 r. zorganizowali nielegalne zawody strzeleckie, podczas których zraniony został Andrzej Kępski. Zamiast na certyfikowanej strzelnicy, zawody odbywały się w wyrobisku po kopalni piachu, w miejscowości Kępa Wały, niedaleko Bełżyc. Strzelano z broni długiej i pistoletów. Wśród strzelców byli zarówno dorośli, jak i dzieci w wieku od 9 do 12 lat.
Właśnie podczas ich tury jeden z pocisków trafił rolnika, który kilkaset metrów dalej pracował na polu. Mężczyzna został trafiony w plecy. Wypadł z kabiny ciągnika bez czucia w nogach. Okazało się, że kula trafiła w kręgosłup. Pan Andrzej został śmigłowcem przetransportowany do szpitala. Mimo wysiłków lekarzy, nie udało mu się przywrócić władzy w nogach. Rdzeń kręgowy został przerwany. Mężczyzna trafił na wózek, a jego rodzina znalazła się w bardzo trudnej sytuacji finansowej. Żyła z niespełna 1000 zł renty.
- Teraz mam już emeryturę, więc jest ciut lepiej. Wtedy, gdyby nie pomoc dzieci, nie dalibyśmy rady - dodaje Urszula Kępska. - Mam nadzieję, że teraz będziemy to mogli jakoś dzieciom zrekompensować. Potrzebujemy też pieniędzy na opiekę i rehabilitację męża. Stać nas tylko na jedną wizytę rehabilitanta tygodniowo, a potrzebnych jest kilka takich wizyt.
Po wypadku sprawą zajęła się prokuratura. Sprawa zakończyła się oskarżeniem organizatora zawodów - Janusza W. - działacza LOK i byłego dyrektora Zarządu Dróg Powiatowych w Lublinie. Na ławę oskarżonych trafił także Mariusz B. - policjant z Bełżyc. Podczas zawodów odpowiadał on za bezpieczne strzelanie ze stanowisk dla broni długiej. Mężczyźni odpowiadali za narażenie życia rolnika oraz wydawanie broni i pozwolenie na strzelanie na obiekcie, który nie był strzelnicą. Obaj oskarżeni nie przyznali się do winy.
Dostali wyroki w zawieszeniu oraz obowiązek zapłaty 150 tys. zł nawiązki na rzecz rolnika. Po apelacji kwota nawiązki została zmniejszona do 50 tys. zł. Sąd uznał bowiem, że nie wiadomo, które dziecko strzelało. Nie można więc ustalić, kto z instruktorów za nie odpowiadał.
- Przed sprawą karną pan W. podał mi rękę, ale na przeprosiny było już za późno - wspomina Urszula Kępska. - Przez cały ten czas nikt z LOK nie zaproponował nam wsparcia. Mogli chociaż pomóc w dostosowaniu domu do potrzeb osoby niepełnosprawnej. Zdrowia by mężowi nie przywrócili, ale przynajmniej łatwiej byłoby mu funkcjonować.
Zarząd Ligi Obrony Kraju w Lublinie nie komentuje sprawy. Nie wiadomo, czy odwoła się od wyroku w sprawie odszkodowania dla postrzelonego rolnika. Pytania w tej sprawie skierowaliśmy do centrali LOK.