Są już dodatkowe opinie biegłych dotyczące śmierci starosty świdnickiego. Sprawą ponownie więc zajmie się sąd odwoławczy. W pierwszym, poszlakowym procesie wieloletni przyjaciel zmarłego został skazany na 13 lat więzienia.
– Nie ma żadnych dowodów na winę ojca. Nawet na narzędziu zbrodni nie znaleziono jego DNA. Były tam natomiast ślady ofiary i trzech innych osób – mówi syn skazanego za zabójstwo Andrzeja R.
Rodzina mężczyzny kwestionuje ustalenia biegłego dotyczące śladów z miejsca zbrodni. Przygotowanie dodatkowych opinii zlecił Sąd Apelacyjny w Lublinie. Ekspertyzy są już gotowe i w przyszłym tygodniu sprawa ma wrócić na wokandę.
Proces dotyczy zabójstwa starosty świdnickiego Wiesława Jaworskiego. 70-latek zginął w czerwcu 2017 r. na działce swojego przyjaciela - Andrzeja R. Panowie znali się od 30 lat, regularnie się widywali. Feralnego dnia świętowali urodziny wnuczki Andrzeja R. Na działce do gospodarza i jego przyjaciela dołączyli jeszcze dwaj znajomi. Wszyscy pili alkohol.
Śledczy ustalili, że podczas imprezy Andrzej R. zrobił się agresywny. Zaczepiał kolegów. Jego dwaj znajomi wrócili więc do siebie. Na działce został tylko Jaworski. Nie wiadomo, co wydarzyło się później. Pewne jest tylko, że rano Andrzej R. zadzwonił do znajomych informując, że na jego działce leży martwy człowiek. Wezwano policję. Okazało się, że zmarły to Wiesław Jaworski. Miał zmasakrowaną twarz.
Podczas późniejszego przesłuchania Andrzej R. tłumaczył, że nie pamięta co się stało, ponieważ był pijany. Prokuratura dowodzi jednak, że to on rzucił się z nożem na swojego przyjaciela, bił go tępym narzędziem, a potem przeciągnął ciało w zarośla i próbował zmywać ślady krwi.
Pierwszy wyrok w tej sprawie zapadł w grudniu ub. r.. Przedsiębiorca ze Świdnika został skazany na 13 lat więzienia. Sąd nakazał mu również zapłacić 100 tys. zł żonie zmarłego. Z takim rozstrzygnięciem nie zgodziła się zarówno obrona, jak i prokuratura. W apelacji śledczy domagają się skazania Andrzeja R. na 25 lat więzienia, a obrona wnosi o jego uniewinnienie. Wskazuje na szereg dowodów, które miał pominąć sąd pierwszej instancji. Chodzi przede wszystkim o zabezpieczone na miejscu zbrodni próbki DNA należące do nieustalonej osoby. Obrona wskazuje również na szereg sprzeczności i niejasności w opinii biegłego, który badał ślady krwi. Jego ustalenia kłócą się m.in. z wynikami Zakładu Medycyny Sądowej w Lublinie.