Rozmowa z Jędrzejem Stęszewskim, prezesem stowarzyszenia Polski Związek Futbolu Amerykańskiego.
• W sobotę na lubelskiej Arenie odbył się mecz pomiędzy Polską i Szwajcarią. Biało-Czerwoni wygrali 13:6 i należy uznać to za sukces. Porażką jest natomiast frekwencja na trybunach, bo zmagania zawodników śledziło około pół tysiąca osób. Dlaczego?
- Ta frekwencja bardzo nas martwi. Myślę jednak, że duży wpływ na nią miała fatalna pogoda. Trzeci raz kadra zawitała do Lublina i znowu padało. Myślę, że następnym razem trzeba po prostu nie mówić pogodzie, że gramy mecz. Te kilkaset gardeł na trybunach stworzyło jednak znakomitą atmosferę. Wiadomo jednak, że chcielibyśmy zaprezentować swoje umiejętności przed znacznie większą publicznością.
• Czy słaba frekwencja w czasie sobotniego spotkania spowoduje, że Arena Lublin wypadnie z listy miejsc, gdzie występuje reprezentacja Polski?
- Nie, po prostu trzeba pomyśleć o nieco innej formie promocji futbolu amerykańskiego w tym mieście. Może należy rozegrać w Lublinie finał rozgrywek Topligi, który zazwyczaj odbywa się w lecie? Warto również pomyśleć o znacznie dłuższej promocji samego wydarzenia. Tym razem mecz został zakontraktowany dość późno, co również negatywnie wpłynęło na frekwencję na Arenie.
• Pokonanie Szwajcarów jest dużym sukcesem, zwłaszcza, że występowaliśmy w eksperymentalnym składzie.
- Ci, którzy przyjechali do Lublina dzielnie walczyli o każdy jard boiska. Dużą cześć składu stanowili debiutanci. Zaimponowali mi chęcią zdobywania wiedzy. To przyszłość naszej dyscypliny.
• Kadra mogłaby zagrać jeszcze lepiej, gdyby byli w niej zawodnicy Panthers Wrocław, aktualnego mistrza Polski. Tak się jednak nie stało, a Polska Liga Futbolu Amerykańskiego zawiesiła współpracę z tym klubem. Jak rozwiązać ten konflikt?
- Myślę, że przede wszystkim wszyscy potrzebujemy czasu i chłodnych głów. Zawiesiliśmy współpracę z Panthers na płaszczyźnie pionu sportowego. Solą i chlebem każdej dyscypliny sportowej są zawodnicy i my stanęliśmy w ich obronie. Pantery były reprezentowane jedynie przez Patryka Matkowskiego, który został za to zawieszony przez klub. W ten sposób sprawy zaszły zdecydowanie za daleko. Nie wyrzucamy Panthers z rozgrywek. Ich rezerwy nadal grają w drugiej lidze oraz w lidze juniorskiej. Musimy ze sobą rozmawiać i wtedy na pewno znajdziemy wspólnie jakieś rozwiązanie. Wygraliśmy bez pomocy wrocławian, co pokazuje, że poziom futbolu amerykańskiego w Polsce jest bardzo wysoki, a trenerzy reprezentacji polski mają w kim wybierać.
• Skoro jesteśmy już przy trenerach, to trzeba powiedzieć, że mecz w Lublinie był ostatnim, w którym Brad Arbon poprowadził jako szkoleniowiec reprezentację Polski. Jak ocenia pan jego kadencję?
- Bardzo pozytywnie, chociaż wszyscy żałujemy, że nie odnieśliśmy sukcesu w czasie The World Games (igrzyska sportów nieolimpijskich - przy. aut.). Futbol amerykański podczas tej imprezy cieszył się olbrzymim zainteresowaniem. Pod względem frekwencji nasza dyscyplina zajęła drugie miejsce, zaraz po żużlu. Kiedy zaczęliśmy starania o występ w The World Games wszyscy pukali się w głowę i zastanawiali, po co pchamy się na tak prestiżową imprezę. Tymczasem okazało się, że to my mieliśmy rację. W półfinale zagraliśmy niezłe zawody, ale przegraliśmy z bardzo silną Francją. Z kolei w pojedynku o brązowy medal nieznacznie ulegliśmy USA. Amerykanie, niezależnie od składu w jakim stawili się we Wrocławiu, są zawsze potęgą. Tymczasem udało nam się stoczyć z nimi wyrównany bój. Nie wolno również zapominać o dziedzictwie, które pozostawia po sobie Brad Arbon. Są nim dziesiątki znakomicie wyedukowanych trenerów, którzy szkolili się u boku Amerykanina. To również olbrzymia wartość jego pracy.
• Kto teraz poprowadzi naszą reprezentację?
- Mamy trochę czasu na wybór nowego trenera, bo eliminacje do mistrzostw Europy rozpoczną się dopiero w 2019 roku. Przypuszczam jednak, że pójdziemy w stronę szkoleniowców z Polski.
• Tegoroczny sezon PLFA powoli dobiega końca. Jakie niespodzianki czekają nas w kolejnych rozgrywkach?
- To dopiero ustalimy po spotkaniu z klubami. Już widzimy, że wiele klubów łączy się ze sobą. To dobrze, bo pozwoli to im na stworzenie jeszcze silniejszych ekip.
• Czy Tytani Lublin mają szanse na awans do pierwszej ligi?
- Najpierw muszą pokonać Archers Bydgoszcz w meczu barażowym. Mają na to szanse i myślę, że kibice nie będą mogli narzekać na poziom tego spotkania. Tytani mają trudną sytuację spowodowaną swoim położeniem geograficznym. W pobliżu nie ma klubów zajmujących się futbolem amerykańskim i ogranicza to możliwość pozyskiwania nowych zawodników. Z drugiej strony mogą oni szukać wzmocnień wśród mieszkańców Lublina.