ROZMOWA Z Hanną Luburgh, koszykarką Pszczółki AZS UMCS Lublin
- Jestem generalnie zadowolona z drogi, jaką przeszłam. Oczywiście, mogłam trafić kilka rzutów więcej, ale ja zawsze będę swoim największym krytykiem.
• Po raz pierwszy w tym sezonie zagrałyście w pełnym składzie. To też nie było pewnie bez wpływu na końcowy wynik.
- Mamy wiele utalentowanych zawodniczek, ale kontuzje mocno krzyżowały nam szyki. Mam nadzieję, że wyczerpałyśmy już limit pecha i teraz będziemy mogły w spokoju zgrywać się z nowymi zawodniczkami.
• To może być przełomowe spotkanie dla ciebie i klubu?
- Byłam mocno sfrustrowana tym, że graliśmy słabo. Zarówno ja indywidualnie, jak i zespół jako całość. Wygrywając z Siedlcami dostałyśmy olbrzymiego kopa. Jestem pewna, że ten mecz doda nam wiele pewności siebie i zaufania we własne możliwości.
• Dlaczego tak długo zajęło ci pokazanie pełni umiejętności? Jak duży wpływ miała na to konieczność zaadoptowania się w nowym kraju?
- Myślę, że to było jednym z powodów, musiałam się po prostu dostosować. Po raz pierwszy w życiu wyjechałam z kraju na tak długo i tak daleko. Jestem 4700 mil od mojego domu i to wymaga przystosowania. Mam nadzieję, że jestem już gotowa do pokazania pełni mojego potencjału i od tej pory będę grała na wysokim poziomie.
• Następne trzy mecze gracie u siebie, najbliższy już w środę z CCC Polkowice. To będzie dobra okazja, żeby przesunąć się w górę tabeli.
- Jesteśmy podekscytowane i wymagamy od siebie kompletu zwycięstw. Mamy świetnego trenera, świetne zawodniczki i fantastycznych fanów, dlatego wierzę, że trzy wygrane są możliwe.