ROZMOWA Z Tomaszem Wojdyłą, środkowym Wikany-Startu
- To był typowy mecz walki. Cieszy mnie zwłaszcza fakt, że popełniliśmy nieco mniej strat niż w poprzednich kolejkach.
• Jakie były przedmeczowe założenia?
- Przede wszystkim mieliśmy skupić się w defensywie na LaMarshallu Corbecie. Wydaje się, że wyszło nam to całkiem nieźle, bo Amerykanin zdobył jedynie sześć punktów.
• W trzeciej kwarcie rywale objęli na chwilę prowadzenie...
- Ale udało się nam przetrzymać kryzys. Przez cały mecz graliśmy dość pewnie w ataku, co poskutkowało zwycięstwem.
• Rozegrał pan najlepszy mecz w sezonie. Piętnaście zbiórek robi duże wrażenie.
- Trener zwraca nam sporo uwagi na ten element gry. Mamy przede wszystkim zastawiać tablicę i wypychać rywali ze strefy podkoszowej. Szkoda tylko, że wciąż nie mogę przełamać się w ataku. Wybitnie „nie siedzi” mi na razie rzut, zwłaszcza ten zza linii 6,75 m. W „trójkach” biję chyba jakiś rekord nieskuteczności.
• Z którym z wysokich zawodników najlepiej współpracuje się panu w ataku?
- Nie ma to dla mnie znaczenia. Każdy z nich wnosi wiele do naszej gry.
• Pan zagrał jednak w piątek blisko 38 minut. Czuć już zmęczenie?
- Na razie nie, bo działa adrenalina. Być może jednak w kolejnych dniach zacznę odczuwać lekkie zmęczenie.
• W pierwszej połowie mieliście sporo problemów z obroną zagrań typu pick and roll. Jaka była tego przyczyna?
- Rywale zagrali dwoma dobrze rzucającymi zawodnikami. Przed meczem zakładaliśmy, że na boisku w tym samym momencie będzie przebywał tylko jeden dobry snajper. Wtedy zawodnik kryjący słabszego strzelca mógłby pomagać kolegom. Torunianie zagrali jednak nieco innym zestawieniem, dlatego ciężko było schodzić do pomocy. Na szczęście po przerwie ten element wyglądał już nieco lepiej.