ROZMOWA Z Pawłem Turkiewiczem, trenerem Wikany-Startu
- Jan Grzeliński wybrał wyjazd do USA, gdzie chce rozwijać się, grając w jednej z uniwersyteckich drużyn. Widocznie uznał, że w Stanach Zjednoczonych będzie miał większe perspektywy. Podjął taką decyzję i trzeba to uszanować. Dla nas był jedną z wielu opcji. Braliśmy pod uwagę, że może okazać się poza naszym zasięgiem i tak się stało. Postanowiliśmy związać się z Piotrem Śmigielskim i jesteśmy zadowoleni, że udało nam się dopiąć negocjacje.
Śmigielski może grać zarówno jako rozgrywający, jak i rzucający obrońca. Na której z tych pozycji go pan widzi?
- Zdecydowanie będzie rzucającym obrońcą. Być może dostanie też parę minut na jedynce, ale tam będą grali obcokrajowcy.
Ilu jeszcze graczy chcecie ściągnąć? W kuluarach mówi się o centrze z Bośni i rozgrywającym ze Stanów. Na ile to są poważne negocjacje?
- To nie są proste rzeczy. Cały czas trzeba tłumaczyć i wysłać dokumenty. Bez przerwy mam na telefonie agentów różnej maści. Sytuacja jest bardzo dynamiczna, proszę zwrócić uwagę, że negocjujemy w różnych strefach czasowych. Bardzo wiele dzieje się obecnie w Las Vegas. Na pewno potrzebujemy numerów pięć i jeden, chciałby ściągnąć także takie combo jeden-dwa. To może być trzech obcokrajowców, ale może być też dwóch i jeden Polak. Zgodnie z dewizą nigdy nie mów nigdy. Bo co prawda, tak jak powiedział prezes polski skład już zamknęliśmy, ale nie wykluczam żadnej ewentualności. Jeśli chodzi o obcokrajowców, mamy wyselekcjonowaną pewną grupę zawodników, którzy są w naszym zasięgu. To głównie pierwszoroczniacy, bo oni chcą się pokazać w Europie, mają niższe wymagania. Tylko, że to jest duże ryzyko. Jeśli trafimy z obcokrajowcami będzie wspaniale, ale nie można wykluczyć także, że nasze strzały to będą pudła i wtedy będziemy mieli problem. Nie stać nas jednak na zawodników o uznanych nazwiskach. Budujemy klub z głową i nie możemy już na samym początku zadłużać spółki.
Michał Ignerski w jednym z wywiadów powiedział, że doszedł do takiego wieku, że sentymenty liczą się dla niego bardziej niż pieniądze. Może warto byłoby to wykorzystać?
- Żartuje pan czy mówi poważnie?
Ignerski mówił, że chce wrócić do Polski, dlaczego więc nie miałby to być jego rodzinny Lublin?
- Sentymenty, sentymentami, ale przecież czymś musielibyśmy Michałowi zapłacić. Na ile znam nasze finansowe możliwości, nie stać nas obecnie na jednego z najlepszych polskich koszykarzy. Proszę mi uwierzyć, że gdyby tylko była szansa, żeby pozyskać Michała, zrobilibyśmy wszystko, żeby tak się stało. Drzwi dla niego będą w naszym klubie zawsze szeroko otwarte.
Wiem, że rozmawiał pan z Marcelem Wilczkiem. Co z tej rozmowy wynikło?
- Marcel ma z nami jeszcze przez rok ważną umowę i to się nie zmienia. Dlatego w przyszłym sezonie będzie grał w Wikanie-Starcie Lublin w Tauron Basket Lidze. Oczywiście, nadal nie jest zadowolony z warunków, jakie gwarantuje mu kontrakt, ale jest dorosły i wiedział, co podpisuje. To jest taka sytuacja, jak w NBA, gdy zawodnicy podpisują kontrakt na trzy lata. Jeżeli się sprawdzają i grają świetnie nikt ani nic nie zwalnia ich z kontraktów. Ale podobnie się dzieje, jeżeli okazują się niewypałami. Wtedy klub musi im płacić. Klub bierze więc na siebie pewne ryzyko. Podobnie było z nami i sprawą Marcela. Mimo całego zamieszania widzę dla niego miejsce w Wikanie-Starcie w Tauron Basket Lidze. Mam nadzieję, że będzie mocnym ogniwem zespołu, ale tak naprawdę dopiero w pierwszych meczach będziemy mogli stwierdzić, czy poradzi sobie na tym poziomie, bo do tej pory grał tylko w pierwszej lidze.