Dzisiaj o godz. 18 Górnik Łęczna w zaległym spotkaniu 21. kolejki podejmie na Arenie Lublin Zagłębie Lubin
- Ja bym nie szukał usprawiedliwienia u sędziów. My mieliśmy swoje sytuacje. Strzelilibyśmy na 2:0, 3:0, byłoby po meczu. Wiadomo, jest niedosyt, bo 93 minuta, rzut karny. Taka jest piłka. My z Piastem zdobyliśmy trzy punkty w końcówce, teraz straciliśmy jeden. Najważniejsze, że było zaangażowanie w zespole, była chęć zwycięstwa. No szkoda, szkoda, że nie ma chociaż punktu, ale przyjechaliśmy do Kielc wygrać. Teraz z Zagłębiem trzeba walczyć o trzy punkty. Nie ma innej możliwości – powiedział bramkarz Górnika Łęczna Sergiusz Prusak po piątkowym meczu z Koroną Kielce, przegranym 1:2.
Zielono-czarni będą mieli szansę rehabilitacji już dzisiaj. Jeżeli w zaległym spotkaniu ograją Miedziowych, odbiją się od dna i wydostaną ze strefy spadkowej.
W czym można upatrywać szansy na to, że zespół, który przegrał dwa z trzech spotkań w tym roku, tym razem odniesie zwycięstwo? Choćby w tym, że dzisiejsze spotkanie odbędzie się na Arenie Lublin, a tu Górnicy radzą sobie znacznie lepiej niż na wyjazdach. Spośród jedenastu domowych meczów wygrali cztery, a dwa zakończyły się remisami. Zdobyli tu w sumie 14 punktów, podczas gdy na wyjazdach zaledwie siedem. Łęcznianom nie można odmówić też zaangażowania, bo nawet w przegranym spotkaniu z Koroną, zostawili na boisku mnóstwo zdrowia.
Gorzej, że przed dzisiejszą konfrontacją trener Franciszek Smuda nie będzie mógł skorzystać z kilku ważnych zawodników. Wciąż kontuzjowany jest Vojo Ubiparip, Szymon Drewniak i Josimar Atoche dopiero dochodzą do siebie po urazach, a do grona pauzujących dołączył Grzegorz Piesio, który w piątek obejrzał czwartą żółtą kartkę w tym sezonie. Do dyspozycji szkoleniowca będzie natomiast Javi Hernandez, który w Kielcach wyleciał co prawda z boiska, ale w konsekwencji dwóch żółtych kartek. W sumie nazbierał ich dotychczas zaledwie trzy.
Zagłębie także ma swoje problemy. Wiosną, podobnie jak Górnik, wygrało zaledwie raz. Problemem jest skuteczność, bo w każdym z trzech spotkań strzelało zaledwie po jednej bramce. I nie bardzo widać, kogoś, kto mógłby odwrócić złą kartę, bo trener Piotr Stokowiec został bez napastnika.
Po tym, jak zimą pozbyto się z klubu Michala Papdopulosa, zdobywanie goli miało spocząć na barkach Adama Buksy i Martina Nespora. Młodzieżowy reprezentant Polski rozpoczął rundę w podstawowym składzie, ale doznał kontuzji kostki i teraz musi odpoczywać. Z kolei Czech pauzuje za kartki. W tej sytuacji Stokowiec ma do wyboru przesunięcie na szpicę Arkadiusza Woźniaka ze skrzydła bądź wystawienie niedoświadczonego Artura Siemaszko, który dotychczas rozegrał w ekstraklasie zaledwie 20 minut.