Długo wydawało się, że Motor zakończy mecz przyjaźni z pustymi rękami. Śląsk Wrocław prowadził na Arenie 1:0, ale w końcówce drużyna Jacka Magiery popełniła kilka kosztownych błędów. Wykorzystali to: Christopher Simon, a także Marek Bartos. Obrońca ze Słowacji w… 98 minucie strzałem z rzutu wolnego zapewnił gospodarzom bardzo cenne trzy punkty.
Pierwsza okazja pojawiła się w 11 minucie. Rafał Leszczyński „wypiąstkował” piłkę, ale ta spadła pod nogi Sergi Sampera. Hiszpan uderzył trochę za lekko, ale celnie. Szkoda tylko, że czujny Serafin Szota wybił futbolówkę zmierzającą do bramki. Później brakowało groźnych spięć pod obiema bramkami.
Tuż po dwóch kwadransach Kaan Caliskaner zagrał w polu karnym do Michała Króla, a z bramki wyszedł też Leszczyński. Skrócił kąt, a odbita przez niego piłka leciała w kierunku bramki. Znowu jeden z obrońców zażegnał jednak niebezpieczeństwo. W 36 minucie powinno być 1:0. Bartosz Wolski tym razem nie centrował z rzutu wolnego, tylko odegrał do Sampera. Wychowanek FC Barcelony wrzucił idealnie na głowę Samuela Mraza. Z pięciu metrów Słowak jakimś cudem w ogóle nie trafił w bramkę.
Kilkadziesiąt sekund później to przyjezdni mogli objąć prowadzenie. Trochę szczęśliwie podanie dotarło do Jakuba Świerczoka, a ten zdecydował się huknąć zza szesnastki. I zrobił to całkiem nieźle. Ivan Broić odbił piłkę zgodnie z podręcznikiem, do boku. Problem w tym, że obrońcom urwał się Petr Schwarz. Z bliska uderzył jednak w poprzeczkę.
To było pierwsze i ostatnie ostrzeżenie ze strony wrocławian. W 44 minucie Piotr Samiec-Talar świetnie podał na wolne pole do Świerczoka. Były snajper Górnika Łęczna uniknął spalonego, a w sytuacji sam na sam do końca patrzył na bramkarza i na koniec uderzył lekko, technicznie na 0:1.
W 48 minucie po błędzie dwójki stoperów ekipy z Lublina o mały włos w doskonałej sytuacji nie znalazł się Samiec-Talar. Marek Bartos ratował jednak sytuację faulem. Początek drugiej odsłony wyglądał jednak niepokojąco dla gospodarzy. Motor nie potrafił narzucić swojego stylu gry i wydawało się, że Śląsk ma wszystko pod kontrolą.
Dopiero po kwadransie, a zwłaszcza po wejściu na boisko dwójki rezerwowych: Christophera Simona i Piotra Ceglarza, którzy wyraźnie rozruszali swoją drużynę. Od tego momentu wszystko wyglądało bardzo podobnie, do poprzednich występów żółto-biało-niebieskich. Podopieczni Mateusza Stolarskiego zdominowali przeciwnika i tworzyli kolejne okazje na gole.
W 67 minucie Mraz został zablokowany, Wolski dobijał, ale trafił w swojego kolegę, a za chwilę „Wolo” miał jeszcze jedną okazję. Tym razem przymierzył prosto w bramkarza. W 83 minucie lublinianie wreszcie dopięli swego. Fatalny błąd popełniła jednak defensywa rywali. Samper wrzucił futbolówkę w pole karne, a tam duet defensorów się nie dogadał, z czego skorzystał Simon, który głową posłał piłkę do siatki.
W końcówce podstawowego czasu gry Simon zaskakująco uderzył z dystansu centymetry obok słupka, a Mraz w doskonałej sytuacji za mocno zagrał do Ceglarza. „Cegi” na sam koniec wywalczył jeszcze rzut wolny po udanym dryblingu. Niespodziewanie do piłki podszedł Bartos. Obrońca ze Słowacji oddał kapitalny strzał i w ósmej minucie doliczonego czasu gry zapewnił Motorowi bardzo ważne trzy punkty. Trzeba jednak dodać, że znowu nie popisali się goście. Zrobiła się dziura w murze i właśnie tam poszła piłka. Na dodatek odbiła się od głowy jednego z graczy wrocławian i Leszczyński musiał sięgnąć do siatki.
Motor Lublin – Śląsk Wrocław 2:1 (0:1)
Bramki: Simon (83), Bartos (90+8) – Świerczok (44).
Motor: Brkić – Stolarski (73 Wójcik), Bartos, Najemski, Palacz (73 Luberecki), Samper, Wolski, Caliskaner (61 Simon), M. Król (80 Van Hoeven), Mraz, Ndiaye (60 Ceglarz).
Śląsk: Leszczyński – Macenko (90+4 Bejger), Szota, Petkov, Żukowski, Pokorny, Cebula, Samiec-Talar (88 Ortiz), Schwarz, Jezierski (78 Guercio), Świerczok (88 Musiolik).
Żółte kartki: Mraz, Bartos, Król – Cebula, Świerczok.
Sędziował: Marcin Szczerbowicz (Olsztyn).
Widzów: 14436.