Rosyjski szkoleniowiec mimo fatalnej dyspozycji zespołu na razie może być spokojny o swoją posadę. Fedor Cernych przeniósł się do Jagiellonii Białystok
Jurij Szatałow to szkoleniowiec z najdłuższym stażem w całej ekstraklasie. W Łęcznej pracuje od 29 czerwca 2013 roku. Razem z zielono-czarnymi już w pierwszym sezonie wywalczył awans, w kolejnym utrzymał zespół w najwyższej klasie rozgrywkowej. Jeśli nie odmieni oblicza kiepsko ostatnio wyglądającego Górnika, już niedługo może wylądować jednak na bruku. Ale wbrew spekulacjom niektórych mediów, nie zostanie zwolniony już teraz.
Ostatni miesiąc to najgorszy okres zespołu pod jego wodzą. Sobotnia porażka z Piastem Gliwice była dla zielono-czarnych czwartą z rzędu. W sumie w sierpniu wywalczyli zaledwie jeden punkt, w wyjazdowym spotkaniu z Pogonią Szczecin. Do worka pełnego rozczarowań śmiało można dorzucić także odpadnięcie z Pucharu Polski. Oczywiście, rywalem była Legia Warszawa, a i w lidze łęcznianie nie mierzyli się ze słabeuszami, ale tak słabego bilansu nie można usprawiedliwić jedynie klasą przeciwników.
Największą bolączką zielono-czarnych są indywidualne błędy. Nie podpierając się żadnymi statystykami, wydaje się, że od początku minionego sezonu było ich więcej niż w całym minionym. Albo Tomasz Nowak lub Łukasz Tymiński zanotują głupią stratę w środku pola albo Sergiusz Prusak niepotrzebnie wyjdzie za pole karne albo któryś z obrońców odpuści krycie. Najgorsze, że rywale są bezlitośni i wykorzystują niemal każde takie potknięcie. Zielono-czarni tego nie potrafią. Jakub Świerczok co mecz ma dogodne okazje do strzelenia gola, ale nie trafił jeszcze ani razu. Być może jego przełamanie odmieni złą kartę. Ale musimy na to jeszcze poczekać.
Gorzej, że Górnik nie tylko nie zdobywa punktów, ale także nie zachwyca grą. Zatracił gdzieś własny styl, którym tak imponował na początku minionego sezonu. Wówczas potrafił zdominować rywali i zamknąć ich na własnej połowie, raz po raz posyłając w ich pole karne groźne piłki. Niewykluczone, że taki Górnik już nie wróci, bo zmienili się wykonawcy. Patrik Mraz odszedł do Piasta Gliwice, a Fedor Cernych został właśnie sprzedany do Jagiellonii Białystok.
Litwin wcale nie naciskał na transfer, nie miał nic przeciwko dokończeniu sezonu w Łęcznej, bo dobrze się tu czuł, ale klubowy księgowy potrzebował pieniędzy z jego transferu. Kwota jaką ostatecznie udało się uzyskać może być dla wielu kibiców rozczarowaniem. Prezes Artur Kapelko początkowo żądał za swojego asa 500 tys. euro. Dostanie zaledwie 200 tys. To był jednak ostatni moment, żeby na Cernychu zarobić, bo jego kontrakt wygasał za rok i już w grudniu mógłby podpisać umowę z nowym klubem, odchodząc za darmo.
Teraz przed zielono-czarnymi dwa tygodnie wolnego. To wystarczająco dużo czasu, żeby na nowo poukładać wszystkie klocki, które niespodziewanie rozsypały się po dwóch zwycięstwach na inaugurację. Jeśli Szatałow nie podoła, jeszcze we wrześniu może zastąpić go inny szkoleniowiec. W kuluarach wymienia się nazwiska Roberta Podolińskiego, Dariusza Wdowczyka czy Jacka Magiery.