(fot. Piotr Michalski)
Garbarnia Kurów, Wisła Annopol i Błękit Cyców opuszczają rozgrywki
Koniec sezonu to również przykry obowiązek pożegnania najsłabszych drużyn. W tym sezonie w gronie zdegradowanych ekip było aż dwóch beniaminków – Wisła Annopol i Błękit Cyców. Stawkę uzupełniła Garbarnia Kurów.
To właśnie spadek tej ostatniej drużyny jest największym zaskoczeniem. Garbarnia wraca do A klasy po trzech latach. W tym czasie na poziomie „okręgówki” radziła sobie całkiem nieźle i kończyła rozgrywki w środku tabeli. W Kurowie było zresztą spore zainteresowanie kibiców, odpowiednia oprawa i dobra atmosfera. Trzeba zaznaczyć, że przed rozpoczęciem niedawno zakończonego sezonu Garbarni nie wymieniano w gronie kandydatów do spadku. W tym miejscu częściej mówiono chociażby o Ruchu Ryki, LKS Stróża czy rezerwach Avii Świdnik. W połowie sezonu wydawało się, że kurowianie spokojnie zachowają ligowy byt, bo zimę spędzili w środku tabeli. Wiosną jednak kompletnie się pogubili i zdobyli ledwie 10 pkt. Z każdą kolejką przesuwali się w dół tabeli, aż wreszcie wylądowali na 14 pozycji, która oznacza degradację. - Jednym z powodów naszej postawy Garbarni było odejście w zimie naszego podstawowego bramkarza, Jakuba Barana. Mam do niego żal, chociaż lubię go jako człowieka. Przed sezonem umawialiśmy się jednak na całą rundę, a zagrał u nas tylko jesienią. Bramkarz, który go zastąpił nie był już tej samej klasy co Kuba. Później zresztą doznał kontuzji, a ja musiałem między słupkami wystawiać gracza z pola. W zimie odeszli od nas także Przemysław Figiel czy Damian Kopeć, którzy byli ważnymi ogniwami w rundzie jesiennej. Mimo tych problemów, wiosnę zaczęliśmy dobrze, a ja wierzyłem, że sezon skończymy w środku tabeli. Przyszedł jednak maj i zawodnicy zaczęli wyjeżdżać na urlopy. To rozbiło drużynę. Dla mnie to trudne do zrozumienia i zaakceptowania, bo jako zawodnik nigdy nie opuszczałem spotkań z takich powodów – analizuje sytuację Robert Mirosław, trener Garbarni.
Inne powody degradacji były za to w Annopolu. W ekipie beniaminka lubelskiej klasy okręgowej zabrakło przede wszystkim spójnej myśli trenerskiej. Wisłę w niedawno zakończonym sezonie prowadziło aż trzech trenerów. Rozgrywki zaczął Kamil Miazga, który jednak szybko został zmieniony przez Piotra Piechniaka. Pod wodzą byłej gwiazdy Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski zespół nie poczynił jednak większych postępów, dlatego postanowiono zaufać Anatolijowi Ławryszynowi. Ukrainiec, który po raz drugi w karierze prowadził Wisłę, nie sprostał zadaniu i degradacja annopolan do A klasy stała się faktem długo przed końcem sezonu.
Sporą niespodzianką jest za to ostatnie miejsce Błękitu Cyców. Z awansu do „okręgówki” sympatycznych piłkarzy z Cycowa cieszyła się cała liga. Jej popularność bowiem wzrosła kilkukrotnie, bo jednym z autorów awansu był Karol Zawrotniak. Ten napastnik jest masowej publiczności znany jako Defis i jest jedną z największych gwiazd muzyki disco polo w naszym kraju. Wiele tytułów pisało o gwiazdorskiej drużynie, co przekładało się na wzrost zainteresowania występami ekipy z Cycowa.Błękit do ligi wprowadził też zawodników o uznanych nazwiskach takich, jak Grzegorz Bronowicki, Veljko Nikitović czy Sergiusz Prusak. Wydawało się więc, że ten zespół nie może spaść z ligi. Okazało się jednak, że nazwiska nie grają, a wiek również robi swoje. Błękit jesień miał jeszcze całkiem przyzwoitą, ale wiosną zdobył już tylko 4 pkt i zasłużenie wraca do A klasy. – Trudno wskazać jedną konkretną przyczynę naszej degradacji. Na pewno problemem była duża liczba żółtych i czerwonych kartek, którymi karali nas sędziowie. Poza tym jesteśmy klubem amatorskim, a w tej lidze zrobiły się już zasady podobne do zawodowstwa. Będziemy walczyć o powrót do „okręgówki”, chociaż skupiamy się też na zmianach infrastrukturalnych. Ma bowiem powstać u nas nowoczesny kompleks sportowy – mówi Bogusław Jastrzębski, prezes Błękitu.
Najważniejsze liczby lubelskiej klasy okręgowej
7 – tyle razy dzielili się punktami gracze Unii Bełżyce. Podopieczni Radosława Steca chyba lubią tę liczbę, bo tyle samo remisów mieli też rok wcześniej. Wówczas jednak rzadziej zwyciężali, co sprawiło, że skończyli sezon na 11 miejscu. Teraz uplasowali się na ... 7 pozycji.
15 – tyle zwycięstw na wyjazdach odniosła ekipa Stali Poniatowa. Podopieczni Kamila Witkowskiego w delegacjach nie stracili żadnego punktu. Niektóre z wizyt poniatowian były dla gospodarzy bardzo bolesne. Najgorzej wspomnienia mają piłkarze i kibice Garbarni Kurów, którą Stal pokonała aż 9:1.
23 – tyle razy dała się zaskoczyć rywalom defensywa Stali Poniatowa. To był zdecydowanie najszczelniejsza obrona w całej lidze.
41 – to dorobek bramkowy Wisły Annopol. Nie było w całej lidze ekipy, która zdobyłaby mniej bramek. Annopolanom na pewno nie pomogły przetasowania na ławce trenerskiej, bo Wisłę w tym sezonie prowadziło aż trzech szkoleniowców. Tak fatalna skuteczność może dziwić, bo beniaminek lubelskiej klasy wprowadził do ligi m.in. Kamila Kaczanowskiego, który na poziomie A klasy zdobył bramki w sposób hurtowy.
87 – tyle punktów wywalczyła Stal Poniatowa. Podopieczni Kamila Witkowskiego w ten sposób osiągnęli najlepszy wynik punktowy w lubelskiej klasie okręgowej w XXI w. Wcześniejszy rekord został ustanowiony sezon wcześniej przez rezerwy Motoru Lublin.
107 – do Wisły Annopol należy też najgorszy wynik, jeżeli chodzi o liczbę straconych goli. Sporą część tego dorobku Wisła uzbierała w meczu z Janowianką Janów Lubelski, kiedy przegrała na własnym boisku aż 0:12. To była najwyższa porażka którejkolwiek z drużyn w tym sezonie.
116 – tyle bramek zdobył najskuteczniejszy zespół w lidze, czyli Janowianka Janów Lubelski. Te rezultat nie powinien nikogo dziwić, wszak Ireneusz Zarczuk mógł korzystać z usług Jurija Perina. Ukrainiec zakończył sezon z 39 bramkami na koncie i był najlepszym strzelcem całych rozgrywek