Sprowadzeni zimą zawodnicy nie wzmocnili Górnika. Wyłączając z tego grona Arkadiusza Woźniaka nie dostali jednak prawdziwej szansy na pokazanie swoich umiejętności.
– Jurij Szatałow udowadniał wcześniej, że jego zespoły jesienią grają bardzo dobrze. Proszę sobie przypomnieć występy Polonii Bytom, na którą patrzyło się z dużą przyjemnością. Zawsze jednak słabiej wyglądało to na wiosnę.
Popatrzmy co działo się przed rokiem w Zawiszy Bydgoszcz, kiedy Szatałow musiał rozstać się z drużyną. Po nim ekipę przejął Ryszard Tarasiewicz i okazał się skuteczny. Bełchatów i Górnik mają najmocniejsze składy, podobnie jak Arka, również dysponująca silną kadrą. Ale to są tylko CV, a wszystko trzeba udowodnić na boisku – podkreślał.
I wiosną to udowadnianie wychodzi łęcznianom znacznie gorzej. Najmniej uwag do gry Górnika było po meczu z Miedzią, która jednak zaprezentowała się bardzo przeciętnie i w ostatniej serii została rozbita na własnym stadionie przez Dolcan.
Później przyszły dwa spotkania istotne dla układu w czołówce tabeli – z Bełchatowem i Arką. Oba zasłużenie przegrane przez "zielono-czarnych”. Uwagi o niezłych momentach w pierwszej połowie z GKS spokojnie można potraktować jako robienie dobrej miny do kiepskiej gry.
W tym roku, do spotkania z Energetykiem, podopieczni Jurija Szatałowa w ośmiu występach doznali dwóch porażek i stracili osiem bramek. Jesienią natomiast, w osiemnastu podejściach tylko trzy razy schodzili z boiska pokonani, tracąc łącznie dwanaście goli. Efektem ostatniej gry było ustąpienie miejsca na fotelu lidera.
W ubiegłym roku Jurij Szatałow miał awansować do ekstraklasy z faworyzowanym Zawiszą. Jednak po trzech porażkach z rzędu wiosną trener opuścił Bydgoszcz. Czy w Łęcznej dojdzie do powtórki z historii i sukces przejdzie mu koło nosa?
W okresie przygotowawczym wydawało się, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. Szkoleniowiec wzmocnił kadrę, dokonując transferów jakich chciał. Do Górnika przyszli Łukasz Mierzejewski, Miroslav Bożok, Bartosz Kwiecień, Arkadiusz Woźniak i Wojciech Kalinowski, czyli mieszanka doświadczenia z młodością. Poza ostatnim, każdy miał być wzmocnieniem zespołu. Ale dziś nie można powiedzieć tego o żadnym z nich.
Mierzejewski wszedł tylko raz na murawę, a Bożok (do meczu z ROW) zaliczył kilka epizodów w końcówkach i z rezerwami zwiedzał Lubelszczyznę. Kwiecień z kolei jest trzecim młodzieżowcem i w każdym występie popełnia błędy, a Woźniak gra, bo kontuzji nabawił się Łukasz Zwoliński.
Co prawda napastnik sprowadzony z Zagłębia Lubin dwukrotnie trafił do bramki rywali, ale oczekiwania były chyba większe. Ruchy transferowe miały podnieść jakość zespołu. Niestety, do tej pory tak się nie stało, a przyczyny powinien znać Szatałow.
Szkoleniowiec przywiązuję się też do nazwisk. Veljko Nikitović jak usiadał na ławkę w spotkaniu z Okocimskim, tak do dziś nie może z niej wstać. Natomiast Grzegorz Bonin czy Tomasz Nowak, bez względu na poziom gry i formę, wciąż mają pewne miejsce w jedenastce. A jeszcze trudniej wytłumaczyć "fenomen” Pawła Zawistowskiego. W konsekwencji łęcznianie zamiast spokojnie patrzeć na rywali z góry, skomplikowali swoje położenie i zagęścili atmosferę wokół klubu.
Przed konfrontacjami z Bełchatowem i Arką trener Szatałow rozładowywał rangę tych spotkań mówiąc: Jeśli przegramy te dwa mecze, a potem wygramy osiem następnych, to co wtedy? – pytał podczas jednej z konferencji prasowych.
Wtedy jego zespół awansuje do ekstraklasy i nikt nie będzie pamiętał o słowach Andrzeja Iwana. Ale by tak się stało, musi szybko wyciągnąć wnioski, bo w terminarzu przed nim jeszcze spotkania m.in. z Dolcanem, Olimpią i Termaliką. A Arka tylko czyha na najdrobniejsze potknięcie i zrobi wszystko, aby je wykorzystać.
Źródło: Orange sport/x-news