Kobieca reprezentacja Polski w piłce ręcznej przegrała z Danią 31:39 (13:22) w ramach grupowych rozgrywek o awans do Mistrzostw Europy. Nasze kadrowiczki, mimo drugiej porażki z aktualnym brązowym medalistą globu, wciąż mają ogromne szanse na udział w grudniowym EHF Euro.
Za miesiąc będą musiały dwukrotnie pokonać Kosowianki, które jeszcze jesienią 2023 uległy znacznie wyżej naszym sobotnim rywalkom. W ekipie Biało-Czerwonych wystąpiły trzy zawodniczki MKS-u Funfloor Lublin. Magda Balsam, autorka 9 goli, została uznaną MVP po stronie naszej reprezentacji, po stronie gospodyń wyróżniono Kristene Jorgensen.
W gwarze sportowej duże obiekty nazywa się niekiedy lotniskami, ale niezwykle rzadko się zdarza, by mecz piłki ręcznej toczył się wewnątrz ogromnego toru kolarskiego. Super Arena w Ballerup, raptem 15 km od centrum Kopenhagi, to ponoć jedyny welodrom w całej Skandynawii. Imponujący obiekt wzniesiono na początku tego wieku, ale szybko musiano wzmocnić dach, który zawalił się po niespełna 400 dniach użytkowania.
Najtańsze bilety na sobotnie spotkanie kosztowały około 85 złotych, nie dziwi więc bardzo dobra frekwencja, zważywszy na dość przeciętnego rywala, jakim jest Polska. Duńscy kibice jak zwykle fenomenalnie odśpiewali a cappella swój hymn, nie schodząc z tonacji nawet o pół tonu.
Dość niespodziewanie na środku rozegrania mecz rozpoczęła Paulina Uścinowicz i to właśnie ona, już pierwszej minucie, pokonała słynną Sandrę Toft. Do stanu 5:5 to zawsze Biało-Czerwone jako pierwsze zdobywały kolejną bramkę, imponując bardzo składną i dynamiczną grą. Przypominały się udane fragmenty środowego starcia w Lubinie, gdzie podopieczne Arne Senstad były bliskie wielkiej niespodzianki, jakim byłby remis z utytułowanymi przeciwniczkami.
W 12' Dunki po raz pierwszy wyszły na +2, a przerwa na żądanie szkoleniowca Polek nie mogła dziwić. Nie do zatrzymania była Mie Hojlund, coraz pewniej między słupkami spisywała się Toft, brakowało też dostatecznie szybkiego powrotu do obrony. Warto jednak pamiętać, że nasze panie nawet tuż po upływie pierwszego kwadransa mogły wciąż remisować, gdyby nie słupki po rzutach Aleksandry Tomczyk, Marioli Wiertelak czy zmarnowana kontra przez złe podanie rezerwowej bramkarki Barbary Zimy.
Chociaż to okropny truizm, w kobiecym szczypiorniaku każda skucha, każda nieskuteczność w ataku wiąże się z nieuchronną karą z rąk tak mocnego rywala. Na domiar złego, lewoskrzydłowa Wiertelak, która zastąpiła w meczowym protokole Dagmarę Nocuń, w kolejnej swej próbie trafiła piłką w twarz bramkarki i musiała opuścić boisko na 120 sekund. Dunki po chwili prowadziły już 16:10 po dwóch wspaniałych przerzutkach Emmy Friis. Dość powiedzieć, że gospodynie od stanu 13:10 aż pięciokrotnie z rzędu wpisały się na listę strzelczyń, a kiepski okres Biało-Czerwonych przerwał dopiero skutecznie wykonany karny przez niezawodną w sobotę Magdę Balsam. Już w 28 minucie po kontrze Kristine Jorgensen, Dania miała aż 20 goli po stronie zysków.
Kilka akcji po zmianie strony wystarczyło, by podopieczne Jespera Jensena osiągnęły tuzin bramek przewagi. Dobre 35 minut czekaliśmy zaś na pierwszy skuteczny atak z lewego skrzydła, ale nie tylko na tej pozycji gospodynie miały zdecydowanie mocniejsze nazwiska. Dopiero w drugiej połowie na boisku pojawiły się multimedalistki Anne Mette Hansen czy Trine Ostergaard, wszak szerokość składu i bogactwo wyboru to coś, co od lat charakteryzuje Skandynawki. Spotkanie zrobiło się otwarte, luźne, bo kwestia triumfatora rozstrzygnęła się praktycznie w dwóch kwadransach.
Kto więc liczył na podobne zawody, jak w środę na Dolnym Śląsku, gdzie Polki do ostatniej fazy spotkania były w walce o punkty, przeżył rozczarowanie. Kto patrzy na naszą reprezentację realistycznie, wie natomiast, że dziś to europejski średniak, z określonym potencjałem, by wykonać krok naprzód. Nawet 20 ostatnich pucharowych spotkań Zagłębia i MKS, czyli mocarzy Orlen Superligi kobiet to wprawdzie 19 przegranych, ale 20 bezcennych lekcji, które mogą zaprocentować. Karolina Kochaniak-Sala czy Magda Balsam to lepsze piłkarki niż rok temu, do zdrowia wracają Aleksandra Olek i Natalia Nosek. Na czołową ósemkę to raczej wciąż za mało, teraz priorytetem musi być ciągłość, rokroczny udział w mistrzostwach Europy czy świata.
– Kiedyś gdy słyszałam nazwisko Toft, mówiłam wow, dziś po prostu wychodzę na boisko i chcę ją pokonać, bo to moja praca – obrazowo tłumaczy prawoskrzydłowa Balsam.
Jako ciekawostkę napiszmy jeszcze, że wielkie brawa za postawę fair zebrała w końcówce meczu Barbara Zima, która pokazała sędziom, że nie dostała bezpośrednio piłką w twarz i wykluczenie dla rywalki jest bezzasadne. Arbitrzy z Luksemburga cofnęli decyzję, a postawa polskiej bramkarki wywołała zasłużony aplauz. W tych absurdalnych czasach, gdy piłkarze nożni „umierają” od każdego dotknięcia przeciwnika, szczypiorniści i szczypiornistki to wciąż ludzie z innej planety.
Dania – Polska 39:31 (22:13)
Dania: Toft, Kristensen – Jorgensen 7, Hojlund 5, Kamp 4, S. Iversen 3, Petersen 3, Friis 3, R. Iversen 3, A.M. Hansen 3, Aagot 2, Elver 2, Ostergaard 2, Halilcevic 1, Burgaard 1, Haugsted.
Polska: Płaczek, Zima – Balsam 9, Kochaniak-Sala 5, Kobylińska 4, Uścinowicz 4, Michalak 3, Matuszczyk 2, Tomczyk 1, M. Więckowska 1, Rosiak 1, Urbańska 1, Górna, Galińska, Wiertelak.
Sędziowali: Alain Rauchs i Philippe Linster (Luksemburg)
Kary: Dania – 8 minut, Polska – 10 minut
Karne: Dania – 4/4, Polska – 8/8