ROZMOWA z Piotrem Masłowskim, reprezentantem Polski i rozgrywającym Azotów Puławy
Po raz drugi podczas meczu Azotów z mistrzem Polski Vive Tauronem Kielce lubelska hala Globus wypełniła się w komplecie. Kibice chcą oglądać piłkę ręczną na wysokim poziomie…
– Nawet 4500 widzów obejrzało nasz mecz. Potwierdza to ogromne zapotrzebowanie na piłkę ręczną na Lubelszczyźnie. Zwiększyło się ono po mistrzostwach Europy. Pomysł z rozegraniem tego spotkania w Lublinie okazał się strzałem w dziesiątkę. Ubolewamy nad tym, że w Puławach nie można pomieścić aż tylu kibiców. Zupełnie inaczej gra się na swoim obiekcie, w którym na trenuje się każdego dnia, niż w hali, w której odbyło się tylko jeden trening. Chcielibyśmy grać u siebie. A tak tracimy handicap gospodarza.
Możecie tylko żałować, że takiej hali nie ma w Puławach…
– Do obiektu przy al. Partyzantów wejdzie maksymalnie 700 widzów, na Globusie zmieściło się ponad sześć razy więcej. To, czego byliśmy świadkami w środowy wieczór utwierdza nas w przekonaniu, że w Puławach potrzeba hali sportowej z prawdziwego zdarzenia. Zawsze lepiej grać u siebie, niż być gościem w obiekcie w innym mieście, nawet jeśli trzeba pokonać tylko 50 km w jedną stronę.
Wasze spotkanie oglądali radni Puław, których sami zaprosiliście. Myśli pan, że coś drgnie w sprawie budowy nowoczesnego obiektu?
– Gram w Azotach już piąty rok i od pewnego czasu słyszę tylko, że coś się w tej kwestii mówi. Nie do nas zawodników należą te sprawy. Dobrą grą pokazaliśmy kibicom, również radnym, piłkę ręczną na wysokim poziomie. Nie mając własnej hali spełniającej wymogi międzynarodowe dużo na tym tracimy – nie możemy rozgrywać meczów w europejskich pucharach. Już ostatnie spotkanie z Pfadi Winterthur w Pucharze EHF graliśmy warunkowo. Gdybyśmy awansowali do fazy pucharowej musielibyśmy szukać większego obiektu. Mamy nadzieję, że teraz coś naprawdę ruszy się w sprawie budowy nowej hali w Puławach.
Był to wasz jeden z najlepszych meczów z obrońcą trofeum na przestrzeni ostatnich kilku lat. Tym bardziej szkoda nikłej porażki 25:29?
– Czujemy ogromny niedosyt. Walczyliśmy od pierwszej do 60 minuty. Nie przegraliśmy tego spotkania w szatni. Nie mamy powodów, aby wstydzić się. To był bardzo dobry mecz w naszym wykonaniu. Nie mamy dwóch punktów i to jest najgorsze. Zabrakło skuteczności. Mamy nad czym pracować przed kolejnymi spotkaniami. Możemy z optymizmem spoglądać w przyszłość.
Kolejny mecz ligowy rozegracie dopiero 6 marca w Kwidzynie z MMTS. Dzień wcześniej czeka was w Gdańsku spotkanie z Wybrzeżem Gdańsk w Pucharze Polski. Jak będzie wyglądała kilkunastodniowa przerwa?
– Czwartek mieliśmy pod względem treningów nieco luźniejszy. W piątek czekają nas dwa, a w sobotę jedne zajęcia. Od poniedziałku ruszmy już z normalnym cyklem treningowym. Z Wybrzeżem więcej zagrają ci, którzy zazwyczaj otrzymują mniej szans na występy w lidze. W starciu z MMTS będziemy chcieli osiągnąć jak najlepszy rezultat, na pewno nie odpuścimy.
Niebawem rozpoczną się play-off. Z kim chciałby pan spotkać się w ćwierćfinale?
– W tabeli jest ogromny ścisk. Na szóstym miejscu mogą znaleźć się MMTS Kwidzyn, KPR RC Legionowo lub Chrobry Głogów. Jedna rozegrana kolejka może znacząco zmienić kolejność w tabeli. Pod względem odległości chciałbym zmierzyć się z zespołem z Legionowa. Jednak nawet ten rywal nie zmniejsza skali trudności, które trzeba pokonać, aby awansować do półfinału MP. Z kim byśmy nie zagrali i tak będziemy musieli się napracować, aby awansować do kolejnej rundy.