(fot. Grzegorz Sierocki/KS Azoty Puławy)
ROZMOWA z Przemysławem Krajewskim, skrzydłowym Orlen Wisły Płock, byłym zawodnikiem Azotów Puławy
- Pański były zespół chyba niczym szczególnym was nie zaskoczył?
– Przez pierwsze 15 minut graliśmy bardzo dobrze, tak jak sobie to założyliśmy. Po kwadransie spadła koncentracja, a Azoty zaczęły coraz częściej dochodzić do głosu. Myślę, że trochę wybiła nas z rytmu zmiana systemu obrony naszych rywali, którzy przeszli ma wariant 5-1. I dlatego pod koniec pierwszej odsłony zrobił się remis 15:15.
- Jednak w drugiej połowie mecz był już jednostronnym widowiskiem.
– Od początku mocno stanęliśmy w obronie, co nieco wybiło z rytmu rywali. Azoty zaczęły popełniać błędy, gubiły piłkę. My z kolei potrafiliśmy skorzystać z takich prezentów i wyprowadzaliśmy kontry, które zamienialiśmy na bramki. Bardzo szybko odskoczyliśmy na osiem trafień i praktycznie było już po meczu.
- No i mieliście w swojej bramce Adama Morawskiego, który tego dnia był klasą dla siebie.
– „Loczek” bardzo nam pomógł, bronił niezwykle skutecznie. Myślę, że spokojnie przekroczył 50, a może i 60 procent. My też staraliśmy się mu pomóc i nasza współpraca zakończyła się pewnym zwycięstwem różnicą 10 goli.
- W przeciwieństwie do pierwszego meczu z Azotami w Puławach, w rewanżu nie skrzywdził pan swoich byłych kolegów. Nie zdobył pan nawet jednej bramki…
– (śmiech) Spędziłem w Puławach pięć lat, to był bardzo dobry okres w mojej karierze. Z chłopakami znamy się dobrze, utrzymujemy kontakty. Zmiana klubu nie sprawiła, że przestaliśmy się do siebie odzywać, czy podtrzymywać znajomości. A co do rewanżu… Nie miałem okazji do tego, aby wpisać się na listę strzelców.
- Po raz pierwszy w historii, Azoty awansowały do fazy grupowej Pucharu EHF. Sztuka ta nie udała się w czasach, kiedy pan grał jeszcze w klubie z Puław, choć bardzo się staraliście. Jak pan prognozuje swoim byłym kolegom w rywalizacji w grupie D?
– Patrząc na rywali czyli: Chambery Savoie z Francji, Fraikin BM. Granollers z Hiszpanii i Wacker Thun ze Szwajcarii, Azoty nie stoją na straconej pozycji. Mają duże szanse na wyjście z grupy. Dysponują długą ławką rezerwowych, co będzie bardzo ważne przy grze co trzy dni. Myślę, że w porównaniu do ubiegłego sezonu obecny skład jest mocniejszy. Najgorsze, z czym moi koledzy będą musieli się zmierzyć to podróże. Czasami bardzo długie i męczące. Trzymam za chłopaków kciuki, będę im kibicował i życzę awansu do ćwierćfinału.
- Przed Orlen Wisłą bardzo trudne zadanie awansu do TOP 16 Ligi Mistrzów. Pan też nie będzie miał lekko?
– Do szóstego miejsca brakuje nam dwóch punktów. Przed nami jeszcze cztery mecze do końca fazy grupowej. Zagramy z HC Prvo plinarsko drustvo Zagrzeb, Barceloną, Rhein-Neckar Loewen i Vardarem Skopje. Kluczowe będą spotkania z Zagrzebiem i „Lwami” na naszym terenie. Musimy je wygrać, a jeśli tak się stanie to może awansujemy do TOP 16.