Wina znalezione podczas remontu Muzeum Zamoyskich w Kozłówce niemal na pewno pochodzą sprzed I wojny światowej. Znaleziskiem zajęli się eksperci, którzy po degustacji ocenili, że jeden ze stuletnich trunków smakuje świeżo, jakby miał 30–40 lat
Odkrycia dokonano w trakcie pogłębiania fundamentów w jednej z piwnic oficyny. 15 butelek wina było obsypanych piaskiem, na żadnej z nich nie zachowała się etykieta. Niektóre z nich posiadały za to „kapturki”, dzięki którym udało się ustalić, że pochodzą z trzech francuskich winnic. Wstępnie stwierdzono, że znalezisko pochodzi sprzed stu lat, czyli z czasów I ordynata kozłowieckiego Konstantego Zamoyskiego.
Aby dowiedzieć się więcej, muzealnicy poprosili o pomoc fachowców. W czwartek do Kozłówki przyjechali wydawca pisma „Ferment” Wojciech Bońkowski oraz enolog, podróżnik i pasjonat wina Robert Mielżyński. Eksperci zgodnie przyznali, że w muzeum dokonano unikatowego odkrycia. Takie znaleziska mają miejsce niezwykle rzadko.
– Na pewno niezwykła jest wartość historyczna. Czy smakowa? Spróbujemy odpowiedzieć na to pytanie w przypadku jednej czy kilku butelek. Ale to nie ma wielkiego znaczenia, bo wina w tym wieku nie są przeznaczone do konsumpcji, są obiektami zabytkowymi i świadectwami historii. Ciekawym wyzwaniem będzie przyjrzenie się temu, jakie były związki rodziny Zamoyskich z kulturą picia, być może z dostawcami wina, czy to z polskimi, czy z francuskimi. W tej chwili są to dla nas zagadki, być może uda nam się je rozwiązać – przyznaje Wojciech Bońkowski.
W uzyskaniu wielu odpowiedzi może pomóc kontakt z producentami. – Chcemy skontaktować się z właścicielem winnic, których udało się i być może jeszcze uda nam się ustalić. Oni mogą nam pomóc, sprawdzić swoje archiwa i na tej podstawie możemy poznać odpowiedź na pytanie, o jakich dokładnie rocznikach mówimy – dodaje Robert Mielżyński.
Sommelierzy starannie oglądali każdy okaz. Na jednym z nich udało się rozszyfrować datę: 1911. Z podobnego okresu najprawdopodobniej pochodzi cały zbiór, na co wskazuje nieforemny kształt butelek. – To nie jest szkło robione maszynowo, jakie było dostępne po I wojnie światowej – tłumaczą eksperci.
Na podstawie oględzin stwierdzili, że przynajmniej w jednym przypadku można mówić o nieco mocniejszym trunku. Nie otwierając butelki pobrali próbkę jednego z win. Oglądali, wąchali i wreszcie spróbowali. Werdykt? Stuletnie wino smakuje jak trzydziesto-czterdziestoletnie.
– Potwierdza się to, co przypuszczaliśmy. Wysoki poziom wina w szyjce wskazywał, że jest ono dobrze przechowane. Jak na przypuszczalny wiek jest wręcz młodzieńcze. Widać to po rubinowej, bardzo żywej barwie. Smak jest cały czas świeży, lekko cierpki, a to się w takich starych winach nie zdarza – ocenia Bońkowski.
Zaznacza, że sposób przechowania mógł być dziełem przypadku. – Butelki były przechowywane w piasku, ale niezgodnie ze sztuką, bo w pozycji pionowej. Jednak wysoka wilgotność, niska temperatura oraz brak wahań temperatur sprawiły, że to wino się dobrze przechowało. Wiemy też, że to było bardzo dobre wino u źródła, bo tylko takie potrafią tak długo leżakować.
Zdaniem sommelierów zastanawiające jest m.in. to, dlaczego w ten sposób przechowano tylko 15 butelek. Według jednej z hipotez, mogły one zostać ukradzione i zakopane przez kogoś ze służby. W muzeum liczą, że znalezisko to pamiątka po ordynacie Konstantym Zamoyskim.
– Całą młodość spędził we Francji, bardzo lubił kulturę francuską. Wiemy z przekazów, że serwował w pałacu różne dobre wina, więc może chciał zostawić taki przekaz – zastanawia się Anna Fic-Lazor, dyrektor Muzeum Zamoyskich w Kozłówce.
Władze placówki już wcześniej zapowiedziały, że znalezione okazy niebawem zostaną zaprezentowane w muzealnych ekspozycjach.