Rozmowa z Mariuszem Saganem, dyrektorem Wydziału Strategii i Przedsiębiorczości Urzędu Miasta w Lublinie
• Miejsca w Lubelskiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej mamy coraz mniej. Czy to koniec pozyskiwania nowych inwestorów dla miasta?
– Strefa jest już praktycznie zapełniona. Realizowane mogą być w niej już tylko projekty re-inwestycyjne lub dokończenie rozpoczętych już budów przez ostatnich inwestorów. Musimy więc myśleć o innych obszarach. W pobliżu strefy, w rejonie ulic Mełgiewskiej i Metalurgicznej, mamy ponad 60 ha pod zabudowę, ale zanim zaczniemy ściągać tam inwestorów, trzeba najpierw wybudować infrastrukturę. Jest też trochę działek uzbrojonych przy samej strefie, które mają innych właścicieli niż gmina Lublin. To Uniwersytet Przyrodniczy, który gdyby zdecydował o chęci ich sprzedaży to pomoglibyśmy w przeprowadzeniu transakcji, bo jest duże zainteresowanie tym terenem. Jest tam też dużo prywatnych działek. Liczymy, że to kolejne ok. 20-30 ha. Gdy powstanie południowa obwodnica Lublina, to przy ul. Zemborzyckiej jest potencjał na dodatkowych 170 ha pod inwestycje. Szacujemy, że w zapasie do 2030 r. mamy 300 ha. Potrzebne będą jednak duże inwestycje.
• Na jakie branże stawiamy?
– Naszym oczkiem w głowie jest innowacyjny przemysł i innowacyjne usługi. Realizujemy strategię, która opiera się na kilku wiodących sektorach. To przemysł, z przemysłem motoryzacyjnym, maszynowym i lotniczym na czele, oraz przemysł spożywczy. W przypadku tego ostatniego potencjał jest jednak nieco mniejszy, bo rynek jest w dużej mierze ukształtowany i ciężko pozyskać nowych inwestorów. Powoli wchodzi także biotechnologia i farmacja, która coraz bardziej interesuje się Lublinem. Stawiamy też na branżę IT. Pod względem sektora nowoczesnych usług Lublin jest na 6. miejscu wśród polskich miast, które pozyskały największą liczbę inwestorów. Staramy się na bieżąco realizować projekty Lubelskiej Wyżyny IT, czyli pozyskiwać stopniowo firmy, co wiąże się z rozbudową powierzchni biurowej, ale i zwiększeniem liczby studentów na kierunkach informatycznych.
• Jak w praktyce wygląda pozyskiwanie nowych inwestorów?
– Nasz zespół jest podzielony. Część osób odpowiada za przemysł, część za logistykę. Dwie za sektor nowoczesnych usług, w tym jedna za IT. Na pierwszym etapie rusza cały system promocji inwestycyjnej. Bierzemy udział w targach zagranicznych, gdzie prezentujemy naszą ofertę. Szukamy kontaktów przez nowoczesne media. Utrzymujemy też stały kontakt z partnerami w Warszawie z branży doradczej, którzy uczestniczą w procesach inwestycyjnych i jako pierwsi wiedzą, jaka firma chce wejść do Polski. Część z tych projektów nam przekazują.
• Inwestorzy od razu wybierają Lublin?
– Zwykle selekcjonują konkretny kraj albo rynek Europy Środkowo-Wschodniej. Polska konkuruje wtedy z Węgrami, Rumunią lub Bułgarią. Inwestorzy przygotowują analizę na podstawie 35-40 kryteriów z różnych obszarów, takich jak dostępność komunikacyjna, dostęp do siły roboczej, poziom uczelni, dostępność powierzchni biurowych czy magazynowych, wsparcie miasta, klimat inwestycyjny. Na podstawie oceny punktowej wybierają 3 do 5 miast, do których jadą eksperci. Ich ostateczna decyzja jest już subiektywną oceną tego, co zobaczyli.
• Jeśli przyjadą do Lublina, Państwa zadaniem jest więc odpowiednie ich „dopieszczenie”.
– W wizycie studyjnej liczą się czynniki pozabiznesowe: to czy miasto się spodoba, czy jest dobra współpraca w otoczeniu. To nasza przewaga, bo wciąż nie jesteśmy w sieci dróg ekspresowych ani szybkiej kolei. Dlatego musimy bardzo się starać, by zostać wybranym. Kiedy goście przyjadą, staramy się ich już nie wypuścić. W ciągu jednego dnia, jaki mają, spotykają się z prezydentem, przedstawicielami firm HR, które pokazują, czy jest potencjał ludzki, dziekanami uczelni, właścicielami biur i powierzchni produkcyjno-magazynowych. W ten sposób pokazujemy, że miasto jest otwarte.
• Czasami jednak przegrywamy…
– Do niedawna wygrywaliśmy 7 na 10 takich wizyt. Teraz jest dużo trudniej. Wygrywamy 4-5, co i tak nie jest złym wynikiem. Inwestorów najczęściej podbierają nam Katowice, Trójmiasto, Łódź i Sofia, z którą przegraliśmy już dwukrotnie.
• Porażka boli?
– Bardzo, bo nad inwestorem od momentu pierwszego wyrażenia zainteresowania Lublinem pracuje się ponad rok. Czasami mamy kilka wizyt studyjnych, podczas których badane są dodatkowe aspekty. Potem na decyzję czeka się nawet 5 miesięcy. Przegrana jest więc frustrująca, ale są też sukcesy. W ciągu ośmiu lat przyciągnęliśmy do Lublina 65 inwestorów, a łącznie ok. 115 firm zrealizowało swoje projekty inwestycyjne w mieście. Zwiększyły one zatrudnienie o ok. 10 tys. osób. A co by było, gdybyśmy mieli autostradę i szybką kolej? Ale mam nadzieję, że to już niedługo, chociaż ze względu na brak terenów inwestycyjnych wiele firm znajdzie pewnie miejsce pod Lublinem.
• Były już takie przypadki?
– Mamy dwie bolączki: brak dostępności komunikacyjnej i brak terenów inwestycyjnych w mieście. Podmioty, które ściągnęliśmy już do Lublina, wychodzą z niego. Tak było m.in. z Panattoni, który ma 80 tys. mkw. przy Drodze Męczennika Majdanka. Szukała nowych terenów, ale bez skutku. Firma buduje się teraz w Niemcach pod Lublinem. Z kolei MLP wybrało Świdnik. I to właśnie tam pójdą podatki. Biznesowo na tym stracimy. Dlatego pozyskiwanie nowych inwestorów to bardzo trudne i złożone zadanie.