8 lipca 1980 roku pracownicy WSK PZL-Świdnik rozpoczęli strajk. Od tego wydarzenia zaczęła się lawina protestów, które najpierw objęły Lubelszczyznę, a potem cały kraj. Za tydzień w Świdniku, a następnie w Lublinie obchody 30-lecia tych wydarzeń.
– To była kropla, która przelała czarę goryczy – mówi Alfred Bondos, wówczas pracownik Wydziału Motocyklowego WSK i uczestnik strajku. – Niezadowolenie narastało od dawna, a wynikało z niesprawiedliwości, której doświadczaliśmy. W zakładzie brakowało dosłownie wszystkiego, robotników nie było stać na nic, a prominenci wyjeżdżali za granicę, dostawali nagrody i talony na samochody. Nie mogliśmy dłużej na to patrzeć.
Robotnicy zażądali m.in podwyżki płac, zmniejszenia różnic płacowych, socjalnych i większych dostaw żywności do Świdnika. Strajk trwał 4 dni, 11 lipca podpisano porozumienie korzystne dla pracowników, którzy wrócili do pracy. – Było to pierwsze pisemne porozumienie zawarte między komunistycznym rządem, a strajkującymi robotnikami zawarte latem 1980 roku. Podkreślam: Pierwszy był Świdnik. Pokazaliśmy wszystkim, że można coś wywalczyć – uważa Bondos.
Po proteście w Świdniku ruszyła lawina strajków, które od 9 do 15 lipca objęły m.in. Fabrykę Maszyn Rolniczych "Agromet”, Lubelskie Zakłady Naprawy Samochodów, Fabrykę Samochodów Ciężarowych, Zakłady Azotowe Puławy. Od 16 do 19 lipca strajkował Węzeł PKP Lublin i MPK. Strajki lipcowe objęły w naszym regionie w sumie 150 zakładów, a wzięło w nich udział ok. 50 tys. pracowników. – Lubelski lipiec 1980 roku był jednym z tych wydarzeń, które zmieniły Polskę, Europę i świat – uważa Krzysztof Grabczuk, marszałek województwa.
– Byliśmy maleńką iskierką, która wznieciła wielki ogień w całej Polsce. Bez nas nie byłoby wielkiego sierpniowego zrywu na Wybrzeżu – ocenia Alfred Bondos.