Bywał dozorcą, palaczem, robotnikiem budowlanym. Właściwie robił w życiu wszystko. Choć tak naprawdę jest malarzem. I... człowiekiem sukcesu.
Maluje od zawsze. Najchętniej uczucia. Bo uczucia są we wszystkim. W portrecie, martwej naturze, abstrakcji. Madonnach, do których ma szczególną słabość. - Uczucia i wolność. To dwie najważniejsze sprawy w malarstwie. I ja z każdym rokiem, z każdym kolejnym obrazem mam ich coraz większą świadomość. Czy może być coś ważniejszego dla artysty? W ogóle dla człowieka? - pyta przewrotnie.
W Lublinie Mariusz Kiryła skończył Liceum Plastyczne. Ale Wydział Artystyczny UMCS zna tylko... z rocznej pracy w charakterze pomocnika technicznego. - Wszystkiego nauczyłem się sam. Intuicyjnie, krok po kroku. Z obserwacji świata i ludzi - opowiada.
Najbardziej właśnie interesują go ludzie. Ma w sobie nieustającą ciekawość, potrzebę poznawania, rozmowy. Dlatego teraz... buduje w Świdniku kościół. - To niesamowite doświadczenie. W żadnej innej sytuacji ludzie nie zbliżają się tak do siebie, jak podczas wspólnej pracy. Prosty robotnik spotyka się z inżynierem. Znikają wszelkie bariery, różnice, tych ludzi łączy jeden cel - stworzyć, zbudować.
W tym roku otrzymał Nagrodę Artystyczną Burmistrza Świdnika. Radość? Duma? - Czy ja wiem... - waha się. - Na pewno jest mi miło, że ludzie akceptują moje malarstwo, że się komuś podoba.
Ta nagroda to także ukłon w stronę artysty za jego pracę z młodzieżą. Do pracowni Mariusz Kiryły nad jego świdnickim mieszkaniem schodzą się tłumy młodych ludzi, mających wielki apetyt na malowanie. - Ja ich niczego nie uczę. Otwieram w nich tylko pewną wrażliwość artystyczną, uruchamiam szczególną umiejętność obserwacji. A ogóle to lubię młodzież. Sam czuję się młodo. Rozmawiamy, śmiejemy się, słuchamy muzyki. Te spotkania dużo mi dają.
Wiele lat krążył między Świdnikiem a Paryżem. W Paryżu malował. Poznawał środowisko malarzy, ocierał się o światową sztukę.
- Kiedyś chciałem być wielkim artystą... Marzyłem o znanych galeriach, wernisażach. A jak poznałem cały ten wielki artystyczny Paryż... Wszystko prysło. I już nie mam takich ambicji. Wystarczy, że jestem, kim jestem.