– Stawiamy na to, żeby sprzęt dla polskiej armii był produkowany w Polsce – mówiła podczas poniedziałkowej wizyty w PZL-Świdnik premier Beata Szydło. – Usłyszeliśmy to, co chcieliśmy usłyszeć, teraz czekamy na czyny – podkreślają pracownicy zakładu.
Poniedziałkowe wizyty pani premier w Świdniku oraz Mielcu wiązały się z zerwanymi negocjacjami offsetowymi z Airbus Helicopters. Francuski koncern miał dostarczyć za 13,5 miliardów złotych 50 śmigłowców Caracal dla polskiej armii. W związku z planami ogłoszenia nowego przetargu do gry wróciły dwie zlokalizowane w Polsce fabryki.
– Obowiązkiem polskiego rządu jest bronić interesów Polski – mówiła premier podczas spotkania w Świdniku. – Dzisiaj stawiamy na to, żeby sprzęt dla polskiej armii był produkowany w Polsce, przez polskich pracowników. Jesteśmy w zakładzie, który co prawda ma zagranicznego właściciela. Ale ten właściciel prowadzi mądrą politykę, rozwija firmę, która zatrudnia tutaj kilka tysięcy osób i w Polsce płaci podatki. Tak rozumiemy patriotyzm gospodarczy.
Beata Szydło nie zadeklarowała wprost, że to świdnicki zakład będzie produkował śmigłowce dla armii, ale sporą nadzieję obecnym na spotkaniu pracownikom dał towarzyszący jej wiceminister obrony Bartosz Kownacki, który zapewnił, że nowy przetarg zostanie ogłoszony możliwie najszybciej.
– Interes bezpieczeństwa państwa wymaga tego, ażeby to zakłady w Polsce produkowały i serwisowały te śmigłowce. To jest oczywiste w przypadku jakiegokolwiek zagrożenia. Nie możemy w tej sprawie być zdani na dostawy z innych państw – mówił Kownacki.
Choć konkretne deklaracje nie padły, to kierownictwo i załoga PZL-Świdnik były zadowolone z odwiedzin szefowej rządu. – Usłyszeliśmy to, co chcieliśmy usłyszeć. Teraz czekamy na czyny. Na pewno nie będzie tak, że zrealizujemy całe zamówienie dla armii, ale liczymy, że część tego tortu będziemy mogli ugryźć – mówi Waldemar Tatara, mechanik pracujący w zakładzie od 1977 roku.
Prezes zakładów, Krzysztof Krystowski, wizytę premier Szydło nazwał nowym otwarciem, które daje nowe nadzieje. Przed kamerami zachwalał produkowany w świdnickich zakładach śmigłowiec AW-149. – Jest nowocześniejszy, bardziej bezpieczny i ekonomiczny. Pod wieloma względami pobija maszynę wybraną w poprzednim przetargu. Jedyna różnica jest taka, że Caracal jest większy. Ale czy musimy wozić dzieci do szkoły ciężarówką? – zastanawiał się Krystowski.
Podkreślał, że świdnickie zakłady mogą dostarczyć nie tylko wielozadaniowe śmigłowce AW-149, ale też m.in. AW-101 czy Głuszce.
A taki wariant jest możliwy, bo coraz głośniej mówi się o ogłoszeniu nie jednego, a kilku przetargów na mniejsze partie śmigłowców dla poszczególnych rodzajów wojsk. Ten scenariusz zdają się potwierdzać poniedziałkowe słowa ministra obrony Antoniego Macierewicza, który w PZL Mielec zapowiedział, że jeszcze w tym roku wojska specjalne otrzymają maszyny Black Hawk wyprodukowane w tamtejszej fabryce.
Negocjacje offsetowe
Rząd jako przyczynę zerwania rozmów z Airbus Helicopters podaje brak porozumienia w trakcie negocjacji offsetowych. Szczegółów jednak nie zdradza. Według francuskich mediów, oferta offsetowa miała być warta ponad 3 mld euro, czyli niemal tyle, co sam kontrakt na śmigłowce. Zakładała stworzenie 1250 miejsc pracy (800 w Łodzi i 250 w Radomiu) bezpośrednio związanych z realizacją kontraktu i kolejne 2 tysiące u podwykonawców i kooperantów. Polska miała też zyskać prawo do ulepszania śmigłowców, ale też produkcji nowych maszyn w ramach umów eksportowych wynegocjowanych przez francuski koncern. Firma miała też zobowiązać się do rozbudowy zainstalowanego w Polsce ośrodka badawczego.
Wideo: TVN 24 / x-news