(fot. Maciej Kaczanowski / archiwum)
Działamy w specyficznej dziedzinie jaką jest biotechnologia, gdzie czas ma kluczowe znaczenie. Na efekty eksperymentów czy badań trzeba czekać, nie mamy gotowych odpowiedzi z dnia na dzień - rozmowa z Anną Kasprzak-Czelej, wiceprezes lubelskiej spółki Medical Inventi.
• Medical Inventi to połączenie nauki i biznesu. Skąd pomysł na taką firmę?
- Nasza spółka, która działa od 2011 roku, powstała na potrzeby komercjalizacji konkretnego wynalazku naukowców z Uniwersytetu Medycznego w Lublinie. Chodzi o kompozyt kościozastępczy, znany jako „sztuczna kość”, który opracowały w szczególności prof. Grażyna Ginalska i dr hab. n. farm. Anna Belcarz. Udziałowcami w spółce poza autorkami wynalazku i Uniwersytetem, byli inwestorzy prywatni. W 2014 roku firma została przekształcona w spółkę akcyjną i od tego momentu rozpoczął się jej dynamiczny rozwój w sferze biznesowej.
• Co już udało się osiągnąć?
- Działamy w specyficznej dziedzinie jaką jest biotechnologia, gdzie czas ma kluczowe znaczenie. Na efekty eksperymentów czy badań trzeba czekać, nie mamy gotowych odpowiedzi z dnia na dzień. Jednak nagrody w dziedzinie nauki przyznawane temu wynalazkowi i tytuł Polskiego Produktu Przyszłości świadczą o jego wartości i potencjale. W latach 2012-2015 kompozyt po raz pierwszy wykorzystano w leczeniu wieloodłamowych złamań z ubytkami tkanki kostnej u ludzi. Wykonano pięć zabiegów implantacyjnych z zakresu chirurgii urazowej i ortopedii. Teraz znowu jesteśmy po kolejnych kilku operacjach eksperymentalnych prowadzonych przez specjalistów z SPSK1 w Lublinie. Chodzi o bardzo trudne przypadki urazów z ubytkami kości. W trakcie zabiegów pacjentom wszczepiana była „sztuczna kość”. W kwietniu tego roku operowany był pierwszy pacjent, wiec trudno na razie mówić o pełnych efektach zabiegu. Lekarze wskazują, że zrost to kwestia pół roku, a nawet roku. Nie mamy natomiast żadnych informacji, żeby w którymkolwiek przypadku wystąpiły efekty uboczne.
• Kiedy "sztuczna kość" pojawi się na rynku?
- Jesteśmy tuż przed rozpoczęciem kluczowej fazy badań klinicznych, którymi zainteresowane są ośrodki medyczne z różnych części Polski m.in. z Krakowa, z którym już mamy podpisaną umowę. Przygotowujemy się do wizyty inicjującej w Krakowie, podczas której ustalimy szczegóły tego badania. Potem możemy zacząć rekrutację pacjentów.
Równolegle z prowadzeniem badań klinicznych staramy się o certyfikację kompozytu FlexiOss. Prawdopodobnie w pierwszej połowie przyszłego roku nasz produkt trafi na rynek i będzie używany przez polskie szpitale już nie na zasadzie eksperymentu tylko przy standardowych operacjach ortopedycznych. Potencjał tego produktu jest ogromny, a konkurencja, jeśli wziąć pod uwagę produkty o podobnych właściwościach, jest relatywnie niewielka.
• Jest szansa, że "sztuczna kość" trafi na rynki zagraniczne?
- Jak najbardziej. Nie chcemy ograniczać się tylko do Polski, chociaż jest to dla nas najważniejszy rynek. Jest szansa, że będziemy mogli wejść na rynek arabski i azjatycki. Braliśmy niedawno udział w targach w Dubaju i Singapurze, gdzie zainteresowanie naszym produktem było ogromne. Pod uwagę bierzemy też Unię Europejską, a także Stany Zjednoczone, gdzie już w ramach grantu (chodzi o granty na rozwój, promocję lub umiędzynarodowienie Polskich Produktów Przyszłości - przyp. aut.) naukowego staramy się o dopuszczenie naszego produktu na rynek.
Żeby wejść na zagraniczne rynki potrzebujemy linii technologicznej, bo w tym momencie kompozyt jest produkowany w laboratorium, przez co mamy ograniczone możliwości. Linia technologiczna powinna być gotowa w połowie przyszłego roku i wtedy będziemy mogli działać bardziej intensywnie.
• Czy poza kompozytem spółka chce wprowadzić na rynek inne wynalazki?
- W tym momencie skupiamy się na wprowadzeniu na rynek „sztucznej kości”, co wynika z tego, że te działania są najbardziej zaawansowane. Nie znaczy to jednak, że nie interesujemy się innymi wynalazkami. Przeciwnie, monitorujemy sytuację i na pewno będziemy chcieli wprowadzać na rynek inne, podobne do kompozytu produkty. Od tego zaczynaliśmy i mamy na ten temat największą wiedzę. Zależy nam też, żeby zachować pewną konsekwencję.