Lubelska Giełda Staroci to przysłowiowy strzał w „10”. Odbywające się w każdą ostatnią niedzielę miesiąca targi na pl. Zamkowym i ul. Kowalskiej na Starym Mieście niezależnie od pogody ściągają tłumy sprzedających i kupujących. Nie inaczej było i tym razem, choć lejący się z nieba żar na pewno życia jednym i drugim nie ułatwiał.
Tradycyjnie kupić można było niemal wszystko od militariów i sztuki, poprzez numizmaty, biżuterię, ceramikę, ubrania, po książki i płyty. Uwagę odwiedzających na pewno zwróciła spora kolekcja zegarów ściennych, z którą do Lublina aż z Niemiec, z Południowej Hesji, przyjechał pan Mirosław.
– Od czterech lat przyjeżdżam tutaj ale tylko raz w roku i tylko dlatego, że pochodzę z tych okolic. Przyjeżdżam odwiedzić znajomych i krewnych, a przy okazji zaglądam z moją kolekcją na giełdę na pl. Zamkowym – mówi.
Pan Mirosław do Lublina przywiózł zegary głównie wiedeńskie i te wyprodukowane w Południowej Hesji i Schwarzwaldzie, kolebce niemieckich zegarów. Najstarsze mają po 180 lat By stać właścicielem, któregoś z zegarów, w zależności od wieku i modelu trzeba było wyłożyć od tysiąca do 5 tys. złotych. Za najdroższy zegar Gustava Becker, niemieckiego zegarmistrza, majolika - porcelany użytkowej słynnego Hugo Lonitza jeden z odwiedzających targi był w stanie zapłacić aż 8 tysięcy złotych!
O wiele tańsza była porcelana niemiecka, którą oferowała m.in. pani Barbara ze Stalowej Woli, która na giełdzie pojawia się co miesiąc od trzech lat. Przepiękne filiżaneczki można było kupić już od 20 do 50 złotych.
Tuż przy wjeździe na ul. Kowalską milicyjne akcesoria próbował sprzedać z kolei pan Robert. – Kajdanki z 1982 roku oddam za 160 zł, pałkę za stówkę – powiedział do jednego z klientów, który chwilę wcześniej kupił u innego ze sprzedających milicyjną czapkę za 100 zł.