Jedno robią, a drugie psują – ocenia pan Jan, mieszkaniec Stężycy w gminie Ryki, który obserwuje budowę nowego odcinka wałów przeciwpowodziowych nad Wisłą. Jego zdaniem wykonawca robót powinien ostrożniej obchodzić się z istniejącą drogą serwisową, by nie zniszczyć jej nawierzchni
Budowa nowych zabezpieczeń przeciwpowodziowych to bez wątpienia dobra wiadomość dla całej nadwiślańskiej gminy. Niestety, osoby obserwujące w jaki sposób traktowany jest przy tym starszy odcinek wału, dostrzegają pewne mankamenty. Jego szczytem, od Dęblina do Stężycy i dalej na północ, biegnie droga serwisowa wykonana z betonowej kostki (wykorzystywana również jako rekreacyjna ścieżka rowerowa). Stanowi ona również drogę dojazdową dla ciężkich pojazdów wykorzystywanych do wzmocnienia nowego odcinka wału, a to zdaniem naszego rozmówcy, prowadzi do uszkodzeń położonej ledwie rok wcześniej nawierzchni.
– Ja to obserwuję z bliska i widzę, że koparki i ciężkie samochody jeżdżą tym wałem i szorują po kostce, którą ułożono tutaj rok temu. Wygląda to tak, że jedno robią, a drugie psują. W poprzednich latach, jak budowali wały, to na ścieżkę sypali ziemię, żeby jeżdżąc tamtędy, niczego nie uszkodzić. Dzisiaj tego nie widzę, więc chyba już nikt o to nie dba – opowiada pan Jan, mieszkaniec Stężycy.
Za prace nad budowę przeciwpowodziowych wzmocnień odpowiadają dwie firmy wybrane przez inwestora (Wody Polskie), Transpol z Włocławka i Stawecki Holding z Kielc. Jak przyznaje Maciej Staniek z tej drugiej, problem faktycznie istnieje, ale winni nie są wykonawcy.
– Po pierwsze musimy korzystać z tej drogi, bo to jedyny dojazd na plac budowy. Poza tym drogi serwisowe przy wałach powinny być wykonywane z bardziej wytrzymałych i tańszych płyt drogowych.
Problem stanowi także niewielka ilość czasu do zakończenie prac. – Nie wiem dlaczego koniec roku traktowany jest niczym koniec świata. Inwestorzy najczęściej ogłaszają przetargi jesienią i narzucają nam krótkie terminy. Skutek jest taki, że musimy się spieszyć, żeby nie płacić kar – tłumaczy przedsiębiorca.
Tymczasem mieszkańców zaniepokojonych niszczeniem ścieżki starają się uspokajać lokalne władze.
– Jestem przekonany, że jeśli w trakcie prac dojdzie do uszkodzeń, to wszelkie usterki zostaną usunięte przez wykonawcę – zapewnia Zbigniew Chlaściak, wójt gminy Stężyca.