W tej historii jest jeden zwrot akcji, który sporo namieszał. Początkowo wyglądało to na bardzo poważną sprawę - kierowca zadzwonił na policję, że potrącił rowerzystę. Zakończenie nie jest jednak tak oczywiste, jak mogłoby się wydawać
Policjanci z opolskiej komendy odebrali w niedzielę wieczorem telefon, który postawił ich na nogi. - Zgłaszający, łamiącym się głosem, powiedział, że przed chwilą przejechał samochodem po mężczyźnie leżącym na jego pasie jezdni - relacjonują funkcjonariusze.
Patrol natychmiast udał się we wskazane miejsce, do miejscowości Ratoszyn (pow. opolski). Zastał tam 72-letniego kierowcę skody, który był przekonany, że spowodował tragiczny wypadek. Mundurowi uważnie przeczesali okolicę, ale rannego rowerzysty nie znaleźli.
Znaleźli za to pijanego rowerzystę, który leżał na jezdni. 28-latek był w stanie "mocno wskazującym na spożycie", bo badanie alkomatem wykazało ponad 3 promile alkoholu w jego organizmie. Poza tym, był cały i zdrowy.
Co się więc wydarzyło w Ratoszynie? Zdaniem policji, 72-latek najechał na rower, który już wcześniej leżał na jezdni. Był natomiast przekonany, że potrącił człowieka. Było ciemno, nie miał żadnego źródła światła, żeby sprawdzić, co się tak naprawdę stało. Nie wiedział więc, jak bardzo się mylił. Pijany mężczyzna leżał na sąsiednim pasie ruchu i miał zaledwie kilka otarć po upadku z roweru.
Dla rowerzysty ta historia jest co najwyżej wstydliwa. Kierowca skody miał jednak sporego pecha. Zadzownił po pomoc w dobrej wierze, ale trafił do aresztu. Okazało się, że jest poszukiwany - miał niezapłaconą karę grzywny i został zatrzymany.