Ministerstwo Finansów zapowiada, że od 1 stycznia, o 10 procent wzrośnie akcyza na piwo, wino i wódkę. Powód? Troska o zdrowie Polaków. Branża spirytusowa protestuje przeciwko podwyżkom.
Noworoczna podwyżka akcyzy na wyroby alkoholowe to nie koniec. Zgodnie z zapowiedziami ministerstwa rok po roku czekają nas kolejne wzrosty o 5 proc., aż do 2027 roku. Resort w oficjalnym komunikacie informuje, że podwyżka jest wyłącznie spowodowana „wspieraniem prozdrowotnych wyborów Polaków”.
– Podwyżka akcyzy nie poprawi „prozdrowotnych wyborów Polaków”. Spowoduje za to szereg negatywnych czynników. Powróci handel nielegalnymi wyrobami spirytusowymi. Nie chodzi tylko o alkohol sprowadzony ze Wschodu czy bimbrownictwo, ale o wprowadzanie wódek na bazie przetwarzanego spirytusu przemysłowego, przeznaczonego np. do produkcji płynu do spryskiwaczy samochodowych – mówi Witold Włodarczyk, prezes zarządu Związku Pracodawców Polskiego Przemysłu Spirytusowego.
Według wyliczeń rządowych analityków podwyżki nie będą bolesne. I tak pół litra wódki o zawartości 40 proc. alkoholu zdrożeje o ok. 1,50 zł, butelka wina o pojemności 750 ml o ok. 16 groszy, a półlitrowe piwo o ok. 6 groszy.
– Moim zdaniem cena najtańszej butelki wódki wzrośnie nie o 1,50 zł, jak informuje ministerstwo, ale o 6,7 złotych, do około 30 złotych za butelkę 40-procentowej wódki. W kolejnych latach, po następnych podwyżkach akcyzy, pół litra 40-procentowej wódki może kosztować nawet 50 złotych – dodaje prezes Włodarczyk.
Ministerstwo Finansów uzasadnia podwyżkę akcyzy statystykami. – Wraz ze wzrostem średniego wynagrodzenia, za miesięczną wypłatę można kupić coraz większą ilość używek. W 2015 r. średnie wynagrodzenie wystarczało na ok. 83 l wódki, a w 2020 r. na ok. 107 l. W 2002 r. za średnie wynagrodzenie można było kupić ok. 836 butelek piwa, a w 2020 r. 1787 – informuje Ministerstwo Finansów.
– Niepohamowana polityka fiskalna państwa spowoduje, że ludzie wrócą do melin, bazarów, słowem alkoholu niewiadomego pochodzenia. Realna staje się też wizja powrotu mafii spirytusowej, znanej z końca lat 80. minionego wieku – mówi Marek Sypek, dyrektor generalny Stock Polska, firmy posiadający zakład w Lublinie. – Spadek konsumpcji legalnego alkoholu, na pewno odbije się na poziomie produkcji w naszym lubelskim zakładzie. Jesteśmy w przededniu wkopania kamienia węgielnego pod nową inwestycję w Lublinie. Zapowiedź wyższej akcyzy zmusza nas do głębokiego przemyślenia sensu ekonomicznego tego przedsięwzięcia – dodaje dyrektor Marek Sypek.
W lubelskim zakładzie ma powstać nowa, przyjazna środowisku gorzelnia. Koszt jej budowy szacowany jest na około 120 milionów złotych. Po realizacji tej inwestycji Stock będzie miał możliwość destylowania 100 tys. litrów spirytusu dziennie. Plan zakłada zatrudnienie kilkudziesięciu nowych pracowników.