Hałdy śmieci na tomaszowskim wysypisku rosną w zastraszającym tempie. Niektóre mają już po kilka metrów wysokości. A na budowę nowego się nie zanosi.
Przed dwunastu laty Urząd Miejski w Tomaszowie Lubelskim kupił w okolicach Rogóźna kilka działek (łącznie 8 ha). Ale budowa wysypiska śmieci i Zakładu Zagospodarowania Odpadów do dziś nie ruszyła. Miejscowi zbierali podpisy i protestowali, gdzie się dało. Skutecznie. Ich pisma lądowały na biurkach kolejnych starostów, burmistrzów i posłów. – Nasze domy są oddalone od planowanej budowy tylko o kilkaset metrów – tłumaczy Elżbieta Kramarczuk z Rogóźna. – Nie chcemy robactwa, smrodu i śmieciarek jeżdżących w dzień i nocą. Śmieci nie wpuścimy. Inaczej będziemy musieli się stąd wyprowadzić.
Tymczasem na działkach przeznaczonych pod budowę powstało dzikie wysypisko. – Najwyraźniej takie sąsiedztwo bardziej miejscowym odpowiada – dziwi się Antoni Wawryca, wójt gminy Tomaszów Lubelski. – Przecież zakład w Rogóźnie byłby czysty, ekologiczny i spełniałby normy unijne. Śmieci byłyby segregowane i utylizowane. Protesty nie mają uzasadnienia. Teraz trafiły m.in. do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. No ręce opadają...
Tymczasem Mieczysław Hek przekonywał radnych miejskich, że o budowie Zakładu Utylizacji Odpadów w Rogóźnie mogą zapomnieć. Bo brakuje już na to czasu. – Zastanawiamy się, jak to rozwiązać – przyznał na sesji Stanisław Gwozda, zastępca burmistrza Tomaszowa Lub. – Myślimy o wysypisku we wschodniej części miasta, na terenach niezurbanizowanych. Tyle, że tam planowana jest budowa obwodnicy. Nie wiadomo jeszcze, jak problem rozwiązać, ile czasu potrwa wykonanie projektu i ile będzie to kosztować.
Andrzej Szwugier, prezes PGKiM w Tomaszowie Lub., które zarządza wysypiskiem, jest dobrej myśli. – Pozwolenie na użytkowanie składowiska odpadów mamy do 2007 roku – zapewnia. – Jego mała pojemność to problem, ale damy radę. Prasa nie powinna ludzi straszyć.