Czteroosobowa rodzina Semeńczuków z Hrubieszowa, która w sierpniu ub. r. utraciła mieszkanie w groźnym pożarze, przekwaterowana tymczasowo "na dwa - trzy miesiące” do lokalu o powierzchni 15,4 m kw. gnieździ się tam do dziś. Miasto zaproponowało lokal, w którym po wyremontowaniu na własny koszt, Semeńczukowie mogliby zamieszkać na stałe. Sęk w tym, że pan Wiesław i jego żona Halina nie mają na to pieniędzy, bo są bez pracy.
Mieszkali na parterze. Wprawdzie nic się im nie spaliło, ale wszystko zalane zostało wodą podczas akcji gaśniczej. Po pożarze budynek już nie nadawał się do użytku. Miasto załatwiło hotel dla pogorzelców. Mieszkali w nim przez osiem dni, a potem zaproponowano im mieszkanko o powierzchni użytkowej 15,4 m. kw. przy przedszkolu. Do dziś we czwórkę gnieżdżą się w jednym pokoiku. Część zamoczonych mebli stoi i niszczeje w nie ogrzewanym magazynie przy wysypisku śmieci.
- Mąż od 1997 r. jest bezrobotny - mówi pani Halina. - A mnie właśnie skończyła się "kuroniówka”. Najstarsza córka uczy się w miejscowym Studium Informatyki, a młodsza pracuje. Jak do tej pory nie mamy stałego miejsca zameldowania. To rodzi spore komplikacje. Córka ma, na przykład, kłopoty z otrzymaniem paszportu.
Miasto poszło pogorzelcom na rękę, wskazując lokal po hurtowni "Ruch”, w którym mogliby urządzić mieszkania. - Takie mieszkanie rozwiązałoby nam sprawę - mówi pan Wiesław. - Ale skąd weźmiemy te pieniądze na remont? W byłej hurtowni trzeba jedną ścianę burzyć, drugą stawiać, urządzać od podstaw łazienkę, kłaść podstawowe instalacje. A to ogromny koszt.
Tym problemem zainteresowaliśmy Zarząd Miasta Hrubieszowa. - Rozumiemy trudną sytuację rodziny Semeńczukow i będziemy starali się im pomóc - zapewnił nas burmistrz Jarosław Woźniak. - Na razie trudno mi powiedzieć w jakiej to będzie postaci. Być może uda się nam znaleźć zatrudnienie dla któregoś z małżonków.
Za to zrozumienie dziękujemy i z przyjemnością wrócimy na naszych łamach do tej sprawy.