Nie przyznaję się do winy – zakomunikował w poniedziałek przed Sądem Okręgowym w Zamościu Jarosław M., były prezes miejscowego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej oskarżony przez prokuraturę w Radomiu o nadużycie uprawnień, ustawienie wielomilionowego przetargu i narażenie spółki na straty. Poza nim na ławie oskarżonych zasiadły jeszcze cztery inne osoby.
Na pierwszą rozprawę w tym procesie trzeba było czekać prawie 8 miesięcy od momentu, gdy pod koniec grudnia 2022 roku Prokuratura Okręgowa w Radomiu skierowała do zamojskiego sądu akt oskarżenia.
Jarosławowi M., kiedyś prezesowi PGK Zamość, dziś stojącemu na czele zarządu spółki z Lublina specjalizującej się w wytwarzaniu energii elektrycznej, postawiono w nim szereg zarzutów. 48-latek odpowiada m.in. za to, że jako szef PGK nadużył udzielonych mu uprawnień podczas przetargu na budowę farmy fotowoltaicznej, rekultywację terenu i budowę drogi w Regionalnym Zakładzie Zagospodarowania Odpadów w Dębowcu. Wygrała go firma spod Zamościa, mimo że jej oferta była o blisko 2 mln droższa od jedynej konkurencyjnej z Gdańska.
Dogadali się i przetarg ustawili
Według śledczych z Mazowsza, Jarosław M. wszedł wtedy w 2016 roku w porozumienie z dwójką przedsiębiorców z okolic Zamościa Piotrem S. (buduje m.in. farmy fotowoltaiczne) i jego siostrą Anną T. (m.in. projektuje ogrody).
Brat startował w przetargu, a firma siostra, na mocy umowy z PGK, opracowywała dokumentację techniczną inwestycji, w tym m.in. kosztorys inwestorski. Ten z kolei, zdaniem prokuratury, został zawyżony tak, by Piotr S. mógł osiągnąć zysk „wyraźnie większy zysk, niż przewidywany w tego typu robotach”.
Na dodatek, jak napisano w akcie oskarżenia, Piotr S. nie tylko znał kosztorys, więc wiedział, jaką ofertę złożyć, ale też został ten dokument na jego polecenie wykonany.
Jarosław M.: To nie ja, to on
Stając w poniedziałek przed sądem Jarosław M. stwierdził, że do niczego, co jest mu zarzucane się nie przyznaje.
Mówił o tym, że obejmując w 2016 roku rządy w zamojskim PGK zastał firmę, która nie była przygotowana do absorpcji środków zwenętrznych. Tymczasem on się na tym znał, bo tego rodzaju działalnością zajmował się m.in. pracując wcześniej zamojskim magistracie.
Mówił, że musiał zrekultywować teren wysypiska w Dębowcu, a instalacja fotowoltaiczna była niezbędna, bo koszty energii zaczęły rosnąć. Dlatego zapadła decyzja o złożeniu wniosku o dotację na taką inwestycję w Lubelskiej Agencji Wspierania Przedsiębiorczości (zdaniem prokuratury z Radomia, prezes PGK wprowadzał jej pracowników w błąd starając się o dofinansowanie, bo zawyżył koszty).
Jarosław M. zapewniał, że Piotra S. nie znał. Miał się o tym przedsiębiorcy z branży fotowoltaicznej dowiedzieć od swojego poprzednika, wieloletniego prezesa PGK, a w 2016 dyrektora technicznego spółki.
– To on mi opowiadał, że widział farmę na zrekultywowanym terenie w Tomaszowie Lubelskim i to on zainicjował spotkanie nas trzech w moim gabinecie – zapewniał Jarosław M.
M. twierdził również, że to właśnie były prezes później pilotował już później całą inwestycję, m.in. również wybór firmy Anny T. do opracowania dokumentacji. – Gdybym wiedział, że to jest siostra Piotra S. na podpisanie z nią umowy bym się nie zdecydował – zarzekał się Jarosław M.
W swoich wyjaśnieniach, a także odpowiadając na pytania sędzi Beaty Krzysztofiak oraz prokurator Anny Majchrzak-Szczepanowskiej wielokrotnie podkreślał, że to właśnie jego poprzednik, utrzymywał kontakty z przedsiębiorcami, a nawet „nanosił sam” zmiany w kosztorysie.
Dlaczego jednak nie wybrano oferty po prostu dużo tańszej, a według śledczych z Radomia odpowiadającej realiom rynkowym?
– Została przez komisję przetargową uznana za rażąco niską i dlatego odrzucona, m.in. po konsultacjach z biegłym z zakresu budownictwa. Firma z Gdańska się od tej decyzji nie odwołała, choć miała do tego prawo – podkreślał przed sądem Jarosław M.
Ostatecznie firma Piotra S. instalacji fotowoltaicznej w Dębowcu nie zbudowała, bo PGK nie dostało na to dotacji z LAWP (inwestycję zrealizowano dopiero niedawno z nową prezes PGK) , ale teren zrekltywowany został i droga powstała. Według Prokuratury Okręgowej w Radomiu, zamojskie PGK za te zadania przepłaciło ok. 200 tys. zł.
Za przekroczenie uprawnień Jarosławowi M. grozi do 10 lat więzienia. W procesie odpowiadają także Piotr S. i Anna T. Kara z jaką muszą się liczyć to 3 lata pozbawienia wolności, Wśród oskarżonych jest też przedsiębiorca, który wystawił referencje Piotrowi S., co miało wpływ na to, że ten wygrał przetarg. Według prokuratury, Henryk R. poświadczył nieprawdę w dokumentach. Grozi mu do 8 lat więzienia.
Piąty oskarżony
W akcie oskarżenia byłemu prezesowi PGK prokuratura z Radomia zarzuciła również wydawanie podwładnym poleceń poświadczania nieprawdy w dokumentach (przestępstwo zagrożone karą do 8 lat więzienia), bo jak ustalono, od 31 stycznia 2018 roku do 31 maja 2019 Zakład Transportu Odpadów działający w strukturach PGK wystawił 17 faktur ujmując w nich wywiezienie 78 kontenerów z odpadami z terenu giełdy w podzamojskim Mokrem, podczas gdy w rzeczywistości wywieziono ich 251. Według wyliczeń, PGK straciło na tym kilka tysięcy złotych. W związku z tym wątkiem, wśród oskarżonych znalazł się również Ireneusz G., ówczesny kierownik ZTO, dziś pracownik spółki i radny miejski Zamościa.
Tę kwestię, składając wyjaśnienia przed sądem, Jarosław M. tłumaczył „nieporozumieniem” i faktem, że pracownicy niewłaściwie zrozumieli zasady fakturowania, których podstawą było porozumienie zawarte między nim, a przedsiębiorcą odpowiedzialnym za wywóz odpadów z organizowanych co niedzielę giełd na lotnsku w Mokrem.